Przejdź do głównej zawartości

102. Jakoś tak szybko mi zleciało to Boże Ciało.

 Przeciętny Polak ma kłopot z wyobrażeniem sobie głęboko wierzącego katolika, który nie organizuje corocznego paraliżu komunikacyjnego kraju, zwanego eufemistycznie "procesją Bożego Ciała"..., tak mi się przynajmniej wydaje. Na dowód przydałaby się jakaś mała symulacja w realu, np. odważny prezydent miasta, który podobnie jak Trzaskowski wieszania w urzędach państwowych krzyży, zakazałby blokowania dróg publicznych paradami parafialnymi. Wyobrażasz sobie takiego np. Jędraszewskiego mówiącego: "Racja, jako skromni i empatyczni katolicy nie powinniśmy zakłócać komunikacji w miejscach publicznych, przecież nie tylko my mieszkamy w Polsce, mamy tyle dóbr należących do kościoła, że tam możemy urządzać tyle procesji, ile nam się podoba". Nie czekając na Twoją odpowiedź, przypomnę, że w Irlandii, kraju z tradycją chrześcijańską dłuższą o sześć stuleci, niż w Polsce, normą jest, że zamiast w ten dzień korkować Zieloną Wyspę, święto kościelne przenosi się na najbliższą niedzielę, w miejsce łażenia po ulicach miast, organizuje się plenerowe msze na placach i skwerach, a wszystkim obywatelom i rezydentom (wiernym i niewiernym) daje się wolne w najbliższy poniedziałek, by sobie dobrze odpoczęli. Można...? Da się...?


Popatrz tylko: Napisałem spory dość akapit, a przecież nie taki temat felietonu sobie umyśliłem. Po prawdzie, zwróciły moją uwagę liczne memy, kpiące z dyspensy od postu w piątek po Bożym Ciele i to o tym chciałem rozprawiać. Być może Cię zdziwię, ale irytuje mnie, gdy osoby podające się za niewierzące robią sobie z tego problem egzystencjalny, połączony z zastanawianiem się, gdzie jechać, żeby można było ominąć post i ożreć się mięcha lub napić gorzały. Naprawdę z utęsknieniem czekam chwili, gdy w Polsce na komunikaty o ewentualnych dyspensach lub ich braku, obywatele będą wzruszać ramionami pytając "a co ja mam z tym twoim postem wspólnego?", ewentualnie (wersja dla co bardziej krewkich) mówiąc "pilnuj swojego talerza, cieciu jeden"! Z powyższej zaś mapki wynika dla mnie jeden tylko ciekawy wniosek, mianowicie, że te wszystkie posty i nieposty, podobnie jak procesje i nieprocesje, nie mają nic wspólnego z wiarą. Po prostu w jednej diecezji jakiś nadęty bufon będzie za takim rozwiązaniem, a w innej zaś równie nadęty dzban wprowadzi rozwiązanie dokładnie przeciwne, a obu naraz się zdaje, że od ich widzimisię będzie zależeć mój jadłospis. Spójrz na mapkę, jeżeli mi nie wierzysz.

Tymczasem pastafarianie, by nie wprowadzać zamieszania, uznali że ich Boże Ciało będzie przypadać dokładnie wtedy, co u katolików. Dzień ten został przez nich uświęcony spożywaniem ciała Wielkiej Wszechwiedzącej Węglowodanowej Istoty pod postacią makaronu. Jeżeli uważasz to za głupie, przypomnę że w tym czasie katolicy twierdzą, że pod postacią wafla spożywają ciało denata sprzed 2 tysięcy lat, nie potrafią jedynie powiedzieć, czy mamlają go na żywca, czy też ssą trupa. Jednym i drugim życzę smacznego. I dobrej nocy, bo u mnie już późno.

Komentarze

  1. Te dyspensy dają do myślenia, prawda? mój mąż ma teorię, że piątkowy post czyli jedzenie ryb miał za zadanie zachęcenie ludzi do spożywania większej ilości ryb, może to z powodu lobby rybackiego?
    My na szczęście ominęliśmy zatory na drogach, za to nagłośnienie mam rekordowe koło domu i tak przez tydzień będzie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie najbardziej zastanawia, czy katolicy w końcu uważają te posty za coś istotnego, czy mają je zwyczajnie gdzieś, skoro nawet w obrębie jednego państwa nie mogą się dogadać.
      Ja bym raczej szedł w kierunku czasów niedoborów mięsa na rynku - mniej zjedzą parafianie - więcej zostanie dla Karola i kolegów.

      Usuń
  2. Myślę, że przeciętny Polak w ogóle się nie zastanawia nad tymi sprawami. Wg ostatnio publikowanych danych w niedzielnej mszy uczestniczy 28,3% zobowiązanych katolików a 12,9% przystępuje do komunii. Te sprawy podniecają jedynie zagorzałych ateistów i antyklerykałów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czym się różni zagorzały ateista od ateisty, bo o ile dewocję można jakoś stopniować, to tutaj raczej widzę rozwiązanie jednoznaczne, jak można być ateistą bardziej? Bardziej nie chodzić do kościoła? Bardziej nie mówić paciorka? Z antyklerykałem już jest łatwiej wprowadzić gradację. Z Twojej Twojej hipotezy wyłania się ciekawa rzecz: Rytuały katolików miałyby ich samych nie interesować. No i przyznam, że coś w tym jest, jeżeli dane które przytoczyłeś są wiarygodne, to faktycznie, wychodzi na to że katolicy mają w dupie swoje własne obrzędy. A dlaczego antyklerykał, czy ateista jest zainteresowany takimi sprawami? Chyba z tego samego powodu, dla którego abstynent chętniej przyjmuje wiedzę o szkodliwości alkoholu, czy marihuany, niż osoba uzależniona.

      Usuń
    2. Ateizm też można stopniować, tak jak wszystko inne. Niektórym ateistom wystarcza, że nie wierzą w Boga i nie chodzą do kościoła. Inni dla potwierdzenia swojego ateizmu potrzebują formalnego zerwania z KK w związku z czym gotowi są nawet na upokarzający akt apostazji przeprowadzany wg reguł ustanowionych przez KK.
      Dane są oficjalne, kościelne, więc szybciej będą zawyżone niż zaniżone.
      Myślę, że katolicy, którzy chodzą do kościoła i przystępują do komunii bez problemów powstrzymują się w piątek od schabowego. Reszta katolików, która do kościoła co niedziela nie chodzi, ma spore szanse w ogóle się o tej dyspensie nie dowiedzieć. Bo to chyba w kościele jest ogłaszane? Ze świeckich ogólnokrajowych mediów regularnie korzystam tylko z Dwójki (PR2) a tam nie podają takich informacji.

      Usuń
  3. O, śliczna mapka. No popatrz, w takich Kielcach mogą zreć, a w Rzeszowie kicha! Mnie to jedna rybka, nawet nie przyszło mi do głowy zastanawiać się nad okoobożocielnymi dylematami. Ale przypomniało mi się, jak byłyśmy z koleżankami na wspólnym wyjeździe. Nasze dzieci były wówczas małe, kilkuletnie. Moja jadła w piątki, co chciała, a mojej przyjaciółki trójka musiała pościć ("powstrzymywać sie od pokarmów mięsnych"). "Mamo, a Gosia (moja córka) je, to dlaczego my nie możemy?" - zadały matce pytanie. Całkiem rozsądne. Przyjaciółka zdenerwowała się, zburaczkowiała na twarzy i warknęła: "Bo nie!", po czym dodała: "Bo my jesteśmy katolikami i nie będziecie jeść!". No, argument z dupy tak zwany, bo tak naprawdę, to niczego dzieci się nie dowiedziały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to wszystko sam Bogu tego chce, wiadomo że to jest bardzo mądre, logiczne i prowadzi do nieba. No a tych co zrobią na opak do piekła oczywiście. Zresztą, czy może się mylić człowiek w sukience z firanki, w złotym pierogu na głowie i z karniszem w ręku?

      Usuń
    2. O ile pamiętam, to nie jest nakaz Boga, tylko przykazań KOŚCIELNYCH. Czyli WAŻNIEJSZYCH od boskich.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

109. Siła ofiary - siła modlitwy. Zlot patologicznych oszczerców i dewiantów.

 Czasem wierzący uprzedzają mnie z troską, że bez wiary me życie będzie nie do zniesienia. Wtedy przypominam sobie poniższy rysunek: Nie wiem, czy media nagłośniły wystarczająco sprawę, ale 14-go listopada bieżącego roku dowiedziałem się, że odbył się kolejny zjazd patologicznych oszczerców i dewiantów zwących siebie egzorcystami ( kliknij tu, by poczytać ). Zawsze moje myśli biegną wtedy do ich ofiar. Wyobrażam sobie cierpiącą, chorą psychicznie osobę, którą niewoli bandycka rodzina i zamiast wezwać psychiatrę (w dobrych, bogobojnych rodzinach nie może być przecież chorób psychicznych) , wzywają zdegenerowanych hochsztaplerów, którzy na przeróżnie zboczone sposoby (nadzwyczaj często diabła szukają w okolicach intymnych) maltretują "opętanych" , bo kto bogatemu zabroni. Nad tą patologią roztacza opiekę państwo, zresztą dlaczego mnie to nie dziwi, skoro pedofilów ze zorganizowanej grupy przestępczej tego samego związku wyznaniowego chroni również. Nick Cave - Tupelo Skoro pato...

111. Profanacja.

 Było to 30-go listopada 2024. Temperatura koło 0C, wiał dość silny wiatr. Dwójka nastolatków schroniła się do kościoła pw. Miłosierdzia Bożego w Dębicy, by uprawiać seks. Domyślam się, że w takich warunkach na świeżym powietrzu byłoby niekomfortowo. Woda zamarza, wiatru do pupy nawieje, może jeszcze z piaskiem..., niemiło. Zaczęli od seksu oralnego, a obecni w kościele ludzie coś adorowali. Niby to słowo ma podtekst erotyczny, ale okazuje się, że chodziło o właściwie nie wiadomo co. "Adoracja najświętszego sakramentu" to się nazywało. Zajrzałem do słownika i okazało się, że w chrześcijaństwie sakrament, to obrzęd religijny rozumiany jako widzialny znak lub sposób przekazania łaski bożej, zgodnie z wiarą przez Chrystusa. Z tego co wiem, akurat najświętszy sakrament wymyka się tej definicji, bo nie chodzi o obrzęd, tylko schowane w szafce (może być przenośna) wafle pszenne, o których wierzący stanowczo twierdzą, że jest to mięso denata sprzed 2 tysięcy lat. I to owo coś, w zal...

106. Z cyklu: To się dzieje naprawdę.

W każdym razie z absolutnie niepewnych źródeł wiem, że tam na górze taki wielki koleś patrzy, jak się brzydko bawisz pod kołderką. To on nakazał, by na pamiątkę jego śmierci malować jajka i żreć kiełbachę z chrzanem, ale tylko w Polsce. Jak możesz wątpić?