Przejdź do głównej zawartości

072. Jest wolna, może robić co chce, ale tak, jak należy.

 Swojego czasu nieodżałowanej pamięci Christopher Hitchens przyrównał religię do systemu totalitarnego panującego w Korei Północnej, z tą różnicą, że niewola w kraju Kimów kończy się w chwili śmierci, a w religii zabawa się dopiero wtedy zaczyna. Przypominam Ci o tym w kontekście niedawnej wypowiedzi naszej koleżanki (mojej i małżonki mej, Świechny), której skrót zawarłem w tytule notki. Nie wspominałbym o tym tu, na tym blogu, gdyby nie fakt, że koleżanka jest ściśle związana z kościołem katolickim (działa na tak wysokim szczeblu, że dla kobiety, to już niemal mowa o szklanym suficie w tej instytucji). Kościół wyznaje tę samą doktrynę: OCZYWIŚCIE, JESTEŚ WOLNYM CZŁOWIEKIEM I MOŻESZ ROBIĆ CO CHCESZ, POD WARUNKIEM ŻE BĘDZIESZ ROBIĆ JAK NALEŻY. Tu obowiązkowo drobnym druczkiem dodajemy: "a należy się nas słuchać".

Cooo..., kontekst jest słabo wyjaśniony i tekst niezbyt przez to jest czytelny...? Służę uprzejmie rozwinięciem tematu. Koleżanka przyjęła do siebie osobę potrzebującą, naprawdę potrzebującą i finansuje jej niemal wszystkie nieodzowne do życia środki. Jestem przekonany, że intencje ma czyste, ale wiesz, co mówi przysłowie...: "dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane"! Pewnie znasz ten dowcip o o dobrym uczynku całego zastępu harcerskiego, który przeprowadził staruszkę przez ulicę, a dlatego brał w tym udział tak licznie, że staruszka stawiała opór. I na nic się zda tłumaczenie, że kobieta nie chce tam iść, bo koleżanka WIE, ŻE TAM JEST LEPIEJ. To trochę tak jak z "opieką" dziecka nad małym kociątkiem: Dziecko je bierze na ręce, głaszcze, podsuwa jedzenie, znów bierze na ręce, przenosi w inne miejsce, układa do snu, przykrywa kocykiem... i tylko jest jeden jedyny problem: kociątko w tym momencie nie ma na to ochoty, a nic jeszcze nie może zrobić. Wyobraź sobie taką na przykład sytuację: Oglądasz film, wzruszasz się śmiercią głównego bohatera, płaczesz, a ktoś obok przerywa Ci przeżywanie emocji i tłumaczy przesłodkim, acz natrętnym, nieznoszącym sprzeciwu głosem, że nie ma co płakać, bo śmierć jest przecież początkiem nowego, pięknego życia. Albo coś innego: Siedzisz sobie rozmyślając o ostatnich miesiącach swojego życia, zastanawiasz się nad tym, co robić, a tu ktoś Cię pyta, czy wszystko z Tobą w porządku i zaczyna naciskać, mówić "wyjdź na spacer, to ci pomoże".


Lady Pank - Vademecum skauta.

Na szczęście podopieczna naszej koleżanki chodzi do psychoterapeuty, a nie do księdza. Na nieszczęście, nasza koleżanka robi wręcz przeciwnie - chodzi do księdza, zamiast do psychoterapeuty (a miałaby co przepracować, oj miałaby). Ostatnio uśmiechnąłem się pod nosem, gdy koleżanka skarżyła się na asertywność podopiecznej, która postanowiła się usamodzielnić, wyprowadzić, wynająć mieszkanie. Psychoterapia działa!

Wyobraź sobie, że idziesz do nieba i od tej pory robisz już tylko to, co robić należy. Jak to leciało w "Zimnej wojnie"...? "Bardzo Cię kocham, ale musze się wyrzygać"!!!


P.S.

Świechna znalazła ciekawy film zawierający wywiady z socjopatami. Jeden z bohaterów zdradzał w nim, jak manipulować swoimi ofiarami. Jak myślisz, co najpierw trzeba zrobić...? POMÓC, SPYTAĆ CZY POTRZEBUJE PIENIĘDZY, SKOPAĆ OGRÓDEK, ETC....

Komentarze

  1. Nazwałabym to osaczaniem dobrocią, uszczęśliwianiem na siłę.
    Przypomniał mi się taki epizod z dzieciństwa, gdy babcia opowiadała o swojej szwagierce, bogatej, ale niezbyt skłonnej do pomocy. To znaczy pomagała nawet szczodrze, ale gdy ktoś poprosił lub sama uznała, że należy, bo ktoś sobie nie poradzi.
    Kiedyś takie postępowanie uważane było za "honorowe", ale doświadczenie pokazuje, że nawet pomoc musi być wyważona, czytałam o tym artykuł. Zbyt szczodra pomoc może być niezręczna i wyniszczająca dla obu stron.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Osaczanie" jest w tym wypadku bardzo adekwatnym sformułowaniem, bo to jest tak, że osoba potrzebująca nie ma w tym momencie zbyt dużo możliwości ruchu (ucieczki) bez wpakowania się w solidne kłopoty, a z drugiej strony nie żyje swoim życiem, a zaplanowanym przez osobę "pomagającą".
      Nie bez powodu notkę zamieściłem na blogu antyklerykalnym, bo nasza koleżanka jest przekonana, że wspina się na szczyty chrześcijańskiej pomocy i jak na osobę z kościołem silnie związaną przystało, nawet nie próbuje skonsultować tej sytuacji z psychologiem (niczego zresztą z psychologami nie konsultuje), bo ona WIERZY, że robi dobrze, znaczy się WYDAJE JEJ SIĘ (technicznie te dwa zwroty są tożsame).

      Usuń
  2. I w czym problem? Państwo działa przecież identycznie; OCZYWIŚCIE, JESTEŚ WOLNYM CZŁOWIEKIEM I MOŻESZ ROBIĆ CO CHCESZ, POD WARUNKIEM ŻE BĘDZIESZ ROBIĆ JAK NALEŻY - tylko wykładnią jak należy nie jest katechizm, a kodeks karny i inne takie, bardziej szczegółowe i częściej zmieniane (w naszych polskich warunkach już tak często, że pewnie nikt za tymi zmianami nie nadąża).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiedz mi Dariuszu, czy gdybym Ci narzucił na plecy worek kamieni, to powiedziałbyś: "W czym problem, niech mi jeszcze Świechna dorzuci worek, skoro Woland już jeden mi nałożył"? Innymi słowy, czy pasuje Ci bardziej, gdy nosisz jeden ciężar, czy raczej wolisz więcej?
      No i umówmy się, zakres jest trochę inny. Państwo (pomijając ustrój faszystowski, komunistyczny, wyznaniowy, czy też hybrydę tych trzech, taką jak ustrój kaczystowski) reguluje sprawy związane z bezpieczeństwem, edukacją, zdrowiem oraz finansowaniem tych obszarów (podatki, cła, etc....). Kościół wpierdala się w to, co masz robić w niedzielę, a co w piątek, jakie bzykanie jest dozwolone, a jakie zabronione, kto ma być inkubatorem, kto może uprawiać seks analny (duchowni oczywiście, także z dziećmi), a kto nie może (cała reszta). Właściwie nie ma dziedziny życia, w której przygłup w koloratce nie czułby się uprawniony do wydania nakazu bądź zakazu, taki Wojtyła przecież pisał encykliki regulujące życie małżeńskie (to tylko przykład, nie mam miejsca na opracowanie naukowe zachcianek santosubity).
      A na zakończenie: Ty tak na poważnie pytasz? Uważam, że to naprawdę jest problem, jeśli Cię ktoś będzie chciał sterować Twoimi reakcjami emocjonalnymi, np. zabraniając Ci się wzruszać podczas lektury książki. Jeżeli uważasz przeciwnie, możemy pociągnąć temat, ale niezbyt w to wierzę, byś nie dostrzegał różnicy w zakresie ingerencji państwa i różnych przewodników duchowych.

      Usuń
    2. Podstawowa różnica jest taka, że z przewodnika duchowego zrezygnować łatwiej, niż uwolnić się od wpływów państwa.

      Usuń
    3. Zwłaszcza, gdy się od tego samego państwa domaga socjalu, opieki medycznej, prawnej, zapewnienia bezpieczeństwa i edukacji. Ale w wypadku Polski i tak nie ma to znaczenia, bo na państwo wpływają przewodnicy duchowi. Dlatego zrobiłem coś niezwykle prostego: Spakowałem manatki, wyjechałem i do Polski wpadam trochę jak Gucwińscy do zoo, a trochę jak Tony Halik do Mato Grosso.

      Usuń
  3. prawie żadna religia /nawet buddyzm uprawiany jako religia/ nie promuje wolności jako wartości priorytetowej, a jeśli coś tam o niej wspomina w swojej doktrynie, to zgodnie z definicją Forda /de facto nie Forda, tylko jego działu marketingu/: "możesz kupić auto dowolnego koloru pod warunkiem, że jest to czarny" :)
    a gdy taka religia staje się gdzieś religią dominującą i jej związek wyznaniowy ma coraz większy na życie publiczne, wtedy doktryna staje się już wręcz nieistotna, a na pierwsze miejsce wybija się żądza władzy wśród kleru tej religii... a czy ten kler to księdze, imamy, pastory, żercy, czy inni czarownicy to już jest kompletnie bez znaczenia... zaryzykuję nawet taką hipotezę, że to zjawisko miałoby miejsce wtedy, gdyby dominantem było tak sympatyczne skądinąd wyznanie, jak pastafarianizm, czy unikornizm...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. */errata... ma być "...ma coraz większy wpływ na..."...

      Usuń
    2. Przynajmniej nic o istnieniu takiej religii nie jest mi wiadomo. Dziś czytałem na przykład onetowską wzmiankę o chińskiej sekcie chrześcijańskiej tajpingów (przywódca uważał się za brata Jezusa), która rozpoczęła powstanie przeciw dynastii Qing. Po pierwsze, była to straszna rzeźnia (20 milionów ofiar po obu stronach przy czym to chrześcijanie rozpoczęli mordowanie do nogi), a po drugie, jedną z przyczyn upadku powstania była korupcja i prywata, która ukazała się natychmiast po pierwszych sukcesach. Cóż..., widocznie gdy połączymy wiarę z władzą, to tak już jest. Wcale mnie to nie dziwi, bo technicznie rzecz biorąc wiara w sensie religijnym jest mrzonką o nieuchronnie mającej nadejść potędze.

      Usuń
  4. Wolna wola to mit, podtrzymywany zwłaszcza przez krk. Wybierać to ja sobie mogę co najwyżej kolor majtek w szufladzie albo kubek w szafce. Moja wolna wola kończy się wobec Frau Gestapo, wobec absolutniej niemożności kupienia czapki zimowej w jasnoniebieskim kolorza albo wobec pijanego debila w samochodzie, który odrzyna mi nogi, gdy stoję grzecznie na przystanku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takim defetystą, to ja nie jestem, jestem przekonany, że posiadamy wolną wolę. Posiadamy również ograniczenia, ale to nie zmienia faktu, że wolną wolą również dysponujemy.

      Usuń
    2. Ale w bardzo ograniczonym zakresie.

      Usuń
    3. To zależy, co rozumiesz przez "bardzo". Po prostu wolna wola nie oznacza wszechmocy, a wybór kilku dróg postępowania. Przykład: Frau Gestapo każe Ci nadganiać cudze błędy i daje na to 2 tygodnie, więc Ty zamiast to posłusznie zrobić, możesz odmówić, jeśli to nie Twój zakres obowiązków, a jeżeli Twój, to odpowiedzieć, że zrobisz wtedy, gdy zrobisz, ponieważ zgodnie z ustawą, tydzień pracy trwa 40, czy ile tam godzin masz w czasie rozliczeniowym, a na razie bardzo przepraszasz, ale się źle poczułaś i idziesz do lekarza, a gdy wyzdrowiejesz, wstąpisz do związków zawodowych porozmawiać o prawach pracownika. Na ewentualną próbę zastraszenia odpowiadasz, że jest Ci bardzo przykro, ale nic więcej nie możesz dla Frau Gestapo zrobić. I to nie są rzeczy rodem z s-f, bo przecież sam miałem kilka akcji w swoim życiu zawodowym.

      Usuń
    4. Nie nadążam z życiem, to i z bywaniem na blogach. Staram się nadrobić.
      Wszystko to, co napisałeś, jest prawdą. Tyle że moja wolna wola kończy się na marzeniach, że mogłabym tak zrobić, bo... frau gestapo (na duże litery nie zasługuje) nie przebiera w środkach, ja muszę dotrwać do emerytury, a zmiana pracy nie wchodzi w grę, ponieważ mam denne wykształcenie, jestem prawie stara i mieszkam w zacofanym ekonomicznie regionie naszego, jakże życzliwego dla wolnej woli ludzkiej, kraju :-)

      Usuń
  5. Hmmmmm... na swoim blogu napisałam komentarz z hasłem
    "róbta co chceta", ale nie dotyczy to Twojego bloga i posta. To tak na wsiatkij słuczaj, bo mogą hieny stwierdzić, że nalatuję na Ciebie:):):)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

078. Ominąć tradycję.

Nikt tej Wielkanocy już nie rozumie, a może i nie potrzebuje! Ewa Kaleta, Wyborcza, Duży Format. Oj, jak mi nie szkoda! Mam uraz do tych świąt, choć jednocześnie są dla mnie ważne, bo stanowią wyznanie i dowód mojej stabilnej rozłączności z chrześcijaństwem. Po prostu nigdy nie kupowałem tej historii o wszechmocnym facecie, który daje się zabić po to jedynie, by mógł mi wybaczyć grzechy. Nie kumam ciągu przyczynowo-skutkowego, a Ty? Zakładając nawet na chwilę, że posiadł moc darowania mi życia wiecznego, jak mu w tym pomogła jego własna śmierć? Innymi słowy: Nigdy nie rozumiałem, po co ona była i nigdy mi tego nikt logicznie nie wyjaśnił. W dodatku Wyborczej (Duży Format) przeczytałem artykuł będący czymś w rodzaju wyboru szantaży emocjonalnych, jakimi polscy katolicy próbują zmusić członków swoich rodzin do uczestnictwa w obchodach Wielkanocy. Klikając tutaj poczytasz oryginalny tekst , a jeśli Ci się nie chce, to służę przykładami takimi, jak ta wypowiedź o córce: (...) Amsterdam nie

087. Scenka rodzajowa.

 Syn przyjeżdża do matki z dość daleka (120 km), bo obiecał jej obwożenie po grobach rodzinnych znajdujących się w promieniu 250 km od jej miejsca zamieszkania. Zostawia wszystkie swoje obowiązki i jedzie, choć zupełnie nie leży to w jego interesie, ani nie jest zainteresowany grobbingiem, ani też związany emocjonalnie ze zmarłymi, którzy odeszli nim dorósł, w niektórych przypadkach nawet przed jego narodzeniem. Ale jedzie, bo wie, że w przeciwnym wypadku matka puści się w podróż autobusami, pociągami, a potem będzie czynić dzieciom wyrzuty z powodu swojej decyzji. Wchodzi na któreś tam piętro bloku, zastaje drzwi otwarte na oścież, słyszy głośny wrzask telewizora. Dziwi się, bo drzwi te zawsze były zamykane na klucz, nawet gdy w środku było pełno ludzi. Wchodzi do salonu, a tam matka na kolanach odprawia czary z telewizorem. Znaczy się, kapłan z telewizora odprawia obrzędy, ona w nich głośno uczestniczy. Nie przerywa nawet, gdy wchodzi syn. Ani pocałuj mnie w dupę, ani wypierdalaj. Je

084. Polska języka, trudna języka, my się duzio ucić chcieć nie bałdzo.

Myślałem, że niewiele mnie może zaskoczyć w grypserze katolickiej. Potworki słowne w stylu "ubogacać" już mnie nie ruszają, podobnie jak "Przyjdź, Rozeznaj!" z plakatu poniżej. Nie jakieś tam banalne "zobacz" lub "spróbuj". RO-ZE-ZNAJ!!! Zdjęcie z portalu Lekcjareligii.pl. Uodporniłem się, nie ma co! Czasem jednak nawet moja znajomość tej specyficznej nowomowy okazuje się dla wyobraźni niewystarczająca. Co powiesz na to: Męski Różaniec Warszawa 1 lipca 2023r. Dlaczego „Męski” Wierzymy, że naszą rolą, tj. rolą mężczyzn w Bożym zamyśle jest ochrona na życie wieczne wszystkich tych, których Bóg podarował nam tu na ziemi. Tak jak święty Józef był ziemskim opiekunem Świętej Rodziny, tak i my mamy zadanie bronić świętości naszych rodzin i bliskich. Chcemy czynić to razem, we wspólnocie mężczyzn. W tej jedności umacniamy naszą męską tożsamość i męskie cnoty. Nie wnikając w fakt jakiejś tajemniczej dla mnie różnicy między różańcem męskim i żeńskim (genit