Niedługo znowu święta,
zabijemy świnię, bo Bóg się rodzi,
a kiedy już Bóg się narodzi,
to wtedy nas oswobodzi
(Dezerter, Jestem spokojny)
Uwielbiam ten cytat, taka uaktualniona, szczera pastorałka opisująca wspaniałą polską tradycję udawania, że ktoś przyjdzie i za nas odwali naszą robotę, jeżeli tylko będziemy dostatecznie długo i wytrwale kadzić mu odpowiednio wazeliniarskie i służalcze pochlebstwa. Powiem Ci, że oczywiście znam instytucje, które promują lizusostwo, np. kościół Wojtyły, Rydzyka, czy innego Głódzia albo Jędraszewskiego, ale szczerze powątpiewam w profity ze strony bytu zmyślonego, zwłaszcza jeżeli objawem uwielbienia ma być zaszlachtowanie świniaka i zażeranie się nim do bólu brzucha. Nie samym świńskim truchłem jednak żyje człowiek, bo przecież nasza narodowa tradycja mówi o odbiciu pierwszej flachy o północy z 24-go na 25-go grudnia. Co ciekawe, duża część miłośników tego sposobu świętowania ma go poniżej pleców i startuje wcześniej, bo przecież Jezusek się nie obrazi, zresztą sam go o to również nie podejrzewam, tyle że ja nie podejrzewam go także o istnienie, ale to feler ludzi niewierzących i jakoś z tym muszę żyć. Tzn. sądzę, że jakiś tam pierwowzór pewnie istniał, ale studziłbym entuzjazm badaczy jego żywota, bo rozumiesz jak to z dziećmi "zawszedziewic" bywało, zwłaszcza tymi z podań i przekazów ustnych..., a jeśli nawet nie rozumiesz, to i tak zostawię temat takim jaki jest.
Z tradycji podoba mi się "post". To jest naprawdę czad: karpie, szczupaki, sandacze, uszka z grzybami i kapustą, śledzie, sałatki, makowce, kutie, kompoty z suszonych śliwek..., powiem Ci, że jeśli tak Jezus by pościł na pustyni, to cała Palestyna z Judeą na dokładkę chciałaby tak mieć na co dzień. Tylko po co dzieciom kłaść do głów duby smalone o tradycyjnych dwunastu potrawach, skoro 90% przodków współczesnych Polaków tylu potraw przez całe życie nie oglądało? Nie lepiej to powiedzieć uczciwie, że w święta żremy ile wlezie, bo jesteśmy potomkami chłopów pańszczyźnianych, którzy nie umieli jeść z umiarem, bo się bali, że jutro już nie będzie tego wszystkiego? Tak tylko pytam, bo prywatnie wolę dostatek od niedostatku, a urozmaicenie menu o "postne potrawy wigilijne" bardzo sobie chwalę. Tak..., zdecydowanie podoba mi się, że wszystkiego jest w bród i takie to dobre. Nie potrafię jedynie przystosować się do obżarstwa, nie cierpię się obżerać, więc żadna ciocia, nawet najbardziej przeze mnie lubiana, nie namówi mnie na dokładkę, jeżeli mam dość.
Z postem skutecznie konkuruje tradycja świąt rodzinnych. Tak rozglądam się po tym świecie od prawie 52 lat i natrętnie powraca pytanie: "A nie lepiej spędzić święta z kimś, kogo się lubi?!" To tylko taka luźna sugestia, ja na przykład spędzam je z żoną, bo ją lubię, jadę do teściów, bo ich też lubię, ale już swoich rozmodlonych rodziców nawiedzałem w święta mniej więcej raz na siedem lat, tak kontrolnie, żeby sprawdzić, czy dalej się nie lubimy i bardzo sobie to chwalę, zwłaszcza święta z dala od "domu rodzinnego". Nie lubię zawiesistej atmosfery i zastanawiania się, który temat można poruszyć, a którego nie. Oczywiście znam ludzi, dla których gra w udawanie wydaje się być żywiołem, współczuję tylko mojemu rodzeństwu, które nie jest tak asertywne jak ja, bo już im się kroi niezła akcja z szantażem emocjonalnym na czele i przygotowanymi w pocie czoła potrawami wigilijnymi w roli pocisków manipulacyjnych. Na marginesie..., jak u Ciebie z tradycją przedświątecznego zapieprzania do utraty sił? Przygotować 3 razy więcej żarcia, niż da się zjeść, wylizać do połysku podłogi, szyby, itp., a wszystko dla upamiętnienia narodzin w judejskiej stajence, gdzie normy czystości w roku zero były okrutnie wprost wyśrubowane. I to jakże słuszne naleganie różnych mamusiek, czy nawet koleżanek z pracy na kontynuację standardów..., znasz to??? Ale przecież nie w każdej rodzinie występuje miękka przemoc. Byłem kiedyś na wigilii bardzo spokojnej, ale tylko do pierwszego polania wódki, później to już tylko się dziwiłem, o co się można pożreć przy świątecznym stole, ostro raczej było.
A Ty jak spędzasz święta, czy też przyjmując katolicką nomenklaturę, oczekujesz na przyjście "Pana"? Ja będę z tymi, których lubię: żona, teściowie, 7 kotów i trzy psy. To ważne w kontekście mojego pojmowania wolności.
"Wesołych Świąt! Od krwi zaś czystych rąk życzy kat".
Spokojnych, sytych, bezpiecznych, ciepłych, pełnych miłości i pogody ducha dni świątecznych i powszednich życzę Tobie, Tobie i Tobie, Wam wszystkim życzę.
-Woland.
Jethro Tull - Ring Out Solstice Bells.
Niemal zapomniałem. Dziś mieliśmy PRZESILENIE, a ludzie zgromadzeni w Newgrange mogli podziwiać prawdziwy promień słońca padający właśnie tam, gdzie padać powinien, co nie jest takie oczywiste przy irlandzkim zachmurzeniu nieba zimową porą.
P.S.
W związku z ewangelicznym cytatem z Jezusa "cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, mnieście uczynili" od jakiegoś czasu regularnie proszę czytelników moich blogów o wysiłek umysłowy wyobrażenia sobie takiej sytuacji, którą przedstawiam i Tobie: Szopka w kościele, grupa duchownych pedofilów wsadza swoje łapska pod sukienkę dzieciątka w żłóbku złożonego, a Wojtyła, Dziwisz, Głódź i inni odganiają tych, którzy próbują protestować, grożąc im ekskomuniką.
Drugie zaś ćwiczenie umysłowe związane jest z ewangelicznym opisem narodzenia Jezusa. Spójrz w gwieździste niebo, wybierz dowolną gwiazdę, stań do niej twarzą na wprost i powiedz mi, jak wskazać, nad którym domem ona zawisła. Przejdź w prawo 200 metrów. Czy gwiazda wisi nad tym samym domem?
Pierwsze słyszę, że z gorzałą trzeba czekać aż do północy. U mnie na wsi nikt takiej tradycji nie praktykował, ani pewnie nawet o niej słyszał. To ani chybi jakieś miastowe wymysły
OdpowiedzUsuń:-) Może tak być, ja co prawda mieszkam na wsi, ale nie piję wcale, więc mogę mieć felerne wyczucie tematu. Oparłem się o obserwację pewnego lokalu typu "mordownia". Lokal mieścił się w małym, biednym miasteczku, a potencjalni klienci (amatorzy napojów procentowych) woleli picie pod sklepem, bo tak taniej, więc widmo nieuchronnego bankructwa wisiało nad nim aż nazbyt widocznie. Próbowali się ratować skracając godziny otwarcia, do tych najbardziej ruchliwych, między 14-tą a 22-gą, ale w wigilię, a właściwie już w pierwszy dzień świąt, lokal otwarto po północy. Podobno był wtedy największy utarg w roku, ale nie uratował on lokalu, który wkrótce został zlikwidowany.
UsuńU nas się nie świętuje "narodzenia pańskiego". Jest okazja, bo dni wolne, żeby spotkać się z tymi, których lubimy albo kochamy. Bez zarzynania świni.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, jest wolne, więc można zorganizować spotkanie towarzyskie. Nie rozumiem skąd to przekonanie niektórych wierzących, że niewierzący mają w te dni zakaz imprezowania.
Usuń