Niedługo znowu święta, zabijemy świnię, bo Bóg się rodzi, a kiedy już Bóg się narodzi, to wtedy nas oswobodzi (Dezerter, Jestem spokojny) Uwielbiam ten cytat, taka uaktualniona, szczera pastorałka opisująca wspaniałą polską tradycję udawania, że ktoś przyjdzie i za nas odwali naszą robotę, jeżeli tylko będziemy dostatecznie długo i wytrwale kadzić mu odpowiednio wazeliniarskie i służalcze pochlebstwa. Powiem Ci, że oczywiście znam instytucje, które promują lizusostwo, np. kościół Wojtyły, Rydzyka, czy innego Głódzia albo Jędraszewskiego, ale szczerze powątpiewam w profity ze strony bytu zmyślonego, zwłaszcza jeżeli objawem uwielbienia ma być zaszlachtowanie świniaka i zażeranie się nim do bólu brzucha. Nie samym świńskim truchłem jednak żyje człowiek, bo przecież nasza narodowa tradycja mówi o odbiciu pierwszej flachy o północy z 24-go na 25-go grudnia. Co ciekawe, duża część miłośników tego sposobu świętowania ma go poniżej pleców i startuje wcześniej, bo przecież Jezusek się nie...