Wtedy powiedział Jezus do Żydów, którzy mu uwierzyli: "Jeżeli trwacie w nauce mojej, jesteście prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli".
J,8,31-32.
Tak to jest: Trochę pogadam, trochę popracuję i nagle ni z gruchy, ni z pietruchy okazuje się, że przemknął mi niezauważenie dzień 6-go stycznia, który to dzień od lat jedenastu jest w Polsce dniem ustawowo wolnym od pracy, a w Irlandii nim nie jest. Polacy wierzą w trzech króli, choć Biblia mówi o mędrcach ze wschodu i ani nie wskazała ich liczby, ani tym bardziej słowem się nie zająknęła o monarchach. I teraz już zgłupiałem: Czym jest ta PRAWDA dla jej rzekomych wyznawców? ...lub ich "pasterzy"?!
Niejeden antyklerykał zwrócił uwagę, że najbardziej pozycję kościoła osłabiają tacy duchowni, jak Jędraszewski, Głódź, czy Dziwisz. A mnie interesuje, czy oni należą do jakiegokolwiek kościoła, który mógłby być nazwany spadkobiercą nauk Jezusa z Nazaretu. Czyż muszę dodawać, że Jędraszewski "na Trzech Króli" znów szczuł z ambony, miast ewangelizować? Święto jak najbardziej się nadaje na nagonkę, bo samo w sobie jest tak zakłamane i rozmijające się nie tylko z wiedzą, ale nawet z tekstem Ewangelii, że śmiało można sobie na to pozwolić.
A mnie dręczy myśl taka: Załóżmy, że wierzysz w objawioną treść Ewangelii. Idziesz do katedry, a tam już na dzień dobry widzisz barokowy, ociekający złotem i purpurą kicz. Potem jacyś ludkowie czytają fragmenty Biblii, a to że wszystko marność, a to o rozdawaniu majątku ubogim, a to o skromności, o tym że ostatni będą pierwszymi, to znowu o tym, że człowiek bez miłości jest jak cymbał brzmiący, a potem wyłazi ociekający złotem Jędraszewski, do którego nawet na dziesięć kroków się w Polsce nie zbliżysz nie będąc VIP-em i zaczyna szczuć na innych ludzi. I co...., stoisz..., nie wychodzisz...? Słuchasz do końca, jeszcze kasę rzucasz na budowanie potęgi tego nadętego szowinisty? Przecież tak się dzieje. Nie ma JEDNEGO SPRAWIEDLIWEGO, który by odwrócił się na pięcie i wyszedł?! To zupełnie tak, jakby uważać się za niemieckiego patriotę i uczestniczyć w zjeździe NSDAP w Norymberdze, paradując pod trybuną Zeppelin. Otworzą jeszcze kilka frontów i finał będzie podobny.
Moja teza brzmi tak: Nie wychodzisz z katedry na widok Jędraszewskiego, Głódzia, Dziwisza, etc. – LEGITYMUJESZ ICH ZBRODNICZĄ DZIAŁALNOŚĆ. A może jest jakieś inne uzasadnienie takiego postępowania?
Świetny ten mem z finansowaniem:-)
OdpowiedzUsuńTemu samemu się dziwię, jak widząc takich duchownych, można jeszcze w kościele bywać?
Jotko, szeregi zindoktrynowanych to w przeważającej liczbie ludzie prości i głupi, z końskimi okularami na oczach. Mózgi przemielone przez "dobrodziejów" wystarczą, by widzieć i czyn, i winę, i sprawców, ale zawsze wykręcą kota ogonem na dół i winni będą wspólni wrogowie: LGBT, Tusk, ateiści.
UsuńMyślę,iż nie wszystkich jedną miarą można brać.
Usuń@Jotko, ja mam bardzo silny odruch natychmiastowej reakcji, gdy ktoś w moim otoczeniu próbuje zachować się podle. Konfrontacja, bądź ucieczka (w sensie oddalenia się). Oczywiście potrafię sobie wyobrazić sytuację, gdy ani jedno, ani drugie się nie jest możliwe (np. nocuję w pensjonacie, którego właściciel okazuje się być nacjonalistą), ale wtedy czekam do najbliższej sposobności, by nasze drogi się rozeszły, a ta następuje rano, gdy się mogę spakować i znaleźć inne miejsce. Natomiast to, co się dzieje wśród polskich wiernych, zakrawa na jakąś odmianę syndromu sztokholmskiego.
Usuń@Frau Be, @Asenato, Oczywiście, że nie można wszystkich brać jedną miarą, chociażby z tego powodu, że część z gorliwych uczestników obrzędów wymagających obecności osoby duchownej znajduje się tam ze względu na często nawet nierozpoznane zaburzenia lub nieumiejętność konstruktywnego radzenia z dysonansem poznawczym, a to przecież tylko niektóre z możliwych powodów. Bardzo niedoceniany jest np. wpływ podatności na stany lękowe.
ALE: ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA CZYNY PONOSI KAŻDY DOROSŁY ZDOLNY DO ROZPOZNANIA CZYNÓW I ICH SKUTKÓW.
Uważam, że każdy, kto nie tylko nie wychodzi z katedry, ale z maniakalnym uporem tkwi w szeregach tej zbrodniczej instytucji, jest współwinny. Już sporo czasu minęło, odkąd nie ma mnie na liście (tak, wiem, niczego nie skreślają, ale to lista metaforyczna). Opuściłam szeregi wzmiankowanej instytucji i czuję sie cudownie wolna od dylematów "wyjść z katedry or not wyjść?"
OdpowiedzUsuńNo tak, to jest ta odpowiedzialność, o której napisałem w komentarzu nieco powyżej. Jak wiesz, mnie i Świechny również nie ma w szeregach wyznawców, ale najlepsze jest to, że mamy przyjaciół, którzy widząc nasz przykład, zobaczyli że tak można, tak jest uczciwiej, zdrowiej i zaczęli nas w związku z tym naśladować. A byli podatni na presję otoczenia, dopóki nie zauważyli, że nie trzeba się kisić w tym samym sosie, co tzw. środowisko.
UsuńI masz rację, mamy poczucie wolności, nie tylko od dylematów "wyjść, czy nie wyjść", ale też poczucie wolności osobistej.
Jeżeli chodzi o te purpury i złota.
OdpowiedzUsuńKiedyś tam takiego jednego księdza bardzo delikatnie w tym temacie zagadałem.
Odpowiedź była krótka-Panu Bogu będziesz żałować.
Od razu ciśnie mi się riposta, że ten pławiący się w złocie mężczyzna nie jest Panem Bogiem, lecz zwykłym słabym człowiekiem, który nie umiejąc poradzić sobie w życiu ze swoimi problemami, uciekł od odpowiedzialności za swoje życie do stanu duchownego.
UsuńKiedys znalazłam się, będąc na wycieczce, w jakimś miejscu sakralnym, gdzie mieściła sie m.in. wystawa zabytkowych naczyń liturgicznych i monstrancji. Przepych kapał, skrząc sie złotem i szlachetnymi kamieniami. Każdy jubiler i złotnik zapłakałby w tym miejscu nad swoją nędzą. Tymczasem przystanął koło mnie młodzy ksiądz.
Usuń- Ach, choć raz w życiu odprawić mszę, mając takie naczynia! - westchnął.
- Synku - zwróciłam sie do gówniarza - czy Twój Jezus miał takie naczynia?
Chyba coś dotarło do łepetyny, bo spojrzał na mnie uważnie i powiedział:
- Ma pani rację.
Powiedzmy, że mały plusik zarobił, choć jest on niczym w porównaniu z wielkim minusem za tkwienie w szeregach mafii.
A za cholerny brak nosówek i za inne niedoróbki przepraszam, bo moja klawiatura domaga się walenia jak w bęben, co stoi w jaskrawej sprzeczności z moimi paznokciami i manicurem na nim wykonanym.
UsuńTo może tak ogólnie napiszę że obawiam się że nigdy z tej kruchty nie wyjdziemy. Jako naród oczywiście...
OdpowiedzUsuńStokrotko, ja nie mam tej obawy, bo ja z kruchty dawno wyszedłem. To moja decyzja. Inni ludzie również sami odpowiadają za swoje decyzje, nawet przez myśl mi nie przejdzie, by się z nimi identyfikować, za to chętnie mogę z nimi porozmawiać, choć nie przypominam sobie sytuacji naprawdę rzeczowej rozmowy. Zawsze dochodziliśmy do punktu, w którym logikę zastępował dar, czy raczej przekleństwo wierzeń. Celowo nie używam zwrotu "dar wiary", bo wiara, że to co robimy ma sens, jest bardzo ważna, ale powinna mieć logiczne podstawy poparte ciągiem przyczynowo-skutkowym.
UsuńNa obronę tych, którzy nie wychodzą powiem, że to bardzo trudne, gdy indoktrynacja jest standardem od najwcześniejszego dzieciństwa. Człowiek przez to szuka, czego nie zgubił i tam, gdzie znaleźć można niewiele.
OdpowiedzUsuńNiektórym kontakt z kościołem porządkuje życie, inaczej nie potrafią... spowiedź zamiast wizyty u psychoterapeuty.
UsuńZ całą pewnością wiele takich zachowań da się wytłumaczyć, jednak nie ma to znaczenia podczas ustalania odpowiedzialności.
UsuńGdy ktoś zadaje pytanie, czy my, jako naród, wyjdziemy kiedyś z tej kruchty, mam wyjątkową pewność, że nigdy to nie nastąpi. I wiesz z czym mi się to kojarzy? Z próbą przewrotu z czasów Bolesława Zapomnianego. W tedy pierwszy raz Kościół potraktował Polskę w sposób wyjątkowy, niszcząc nie tylko wszelkie przejawy kultów przedchrześcijańskich, ale też pamięć o nich. Wytępiono je dokładnie, a wszystkie zapiski o nich zostały wymazane z kronik. Zadbano skrupulatnie, by nie pozostał po nich żaden ślad. I tak Polaków zaczęto tresować na katolików ze szczególnym "poświęceniem". Kto wie, może ta pamięć w genach nam została i po prostu nie umiemy żyć inaczej? Zwłaszcza, gdy nasze państwo ostentacyjnie wspiera tę instytucję i uznaje ją za co najmniej sobie równą, jeśli nie równiejszą.
OdpowiedzUsuńObawiam się, że prawdziwy rozdział państwa i Kościoła nie nastąpi tutaj nigdy, a uwolnią się od niego jedynie jednostki. Zwłaszcza, że ministrant edukacji już zadba o to, aby Polacy nie stali się mądrzy ponad miarę, aby owieczek Kościołowi nigdy nie zabrakło.
Naród, TEN Naród, jest nieprzewidywalny. Już wielu polityków się na nim przejechało. Czy duchowny tak mocno różni się od polityka? Zwłaszcza, że ci polscy tak się zsynchronizowali z najlepszą z możliwych partii, że jakby coś, to się wzajemnie pociągną pod powierzchnię. Oczywiście nieprzewidywalność nie wyklucza opcji wręcz przeciwnej, ja jednak, jako rezydent Irlandii, widzę widmo upadku pedofilsko-złodziejskiej bandy Wojtyły.
UsuńTez niestety tak mysle - jako narod jestesmy skazani na kk juz na zawsze. Mozemy wychodzic na ulice, j***c Pis i Konfederacje ,Kukiza..ale prawdziwy wrog jest gdzie indziej.Nawet gdy sie zmieni władza bedzie po staremu,bo nowy rzad(obojetnie jaki) zawsze w tym kraju bedzie podpisywal jakies zgnile kompromisy aborcyjne,nadal beda umierac kobiety w wyniku koscielnych zabobonow,beda popelniac samobojstwa mlodzi ludzie z powodu swej innosci.I nadal beda gwalcone dzieci i,beda milczec w imie bozi,bo jak dotad żadnemu ksiedzu dopuszczającemyu sie czynow pedofilskich nie spadl wlos z glowy..
OdpowiedzUsuńJa się raczej zastanawiam, czy świętoszkowie zostaną pogonieni krwawo i nagle, jak podczas rewolucji francuskiej, czy też raczej powoli i pokojowo, jak w Irlandii.
Usuń"ja mam bardzo silny odruch natychmiastowej reakcji, gdy ktoś w moim otoczeniu próbuje zachować się podle. Konfrontacja, bądź ucieczka (w sensie oddalenia się)"
OdpowiedzUsuńJa z KRK odszedłem jako dziecko więc nie mam okazji okazywać niezadowolenia przez wyjście z świętego gmachu słuchając jakichś Jędraszewskich. Chodzę jedynie na śluby i pogrzeby.
Ale przypomina mi się sytuacja z dzieciństwa, gdy byłem harcerzem. Drużynowy zmuszał nas do chodzenia w niedziele na mszę podczas obozu w okolicach Białowieży. Tzn. można było nie iść ale za karę należało w tym czasie posprzątać obóz. Więc poszedłem do kościółka we wsi Gruszki wraz z innymi, stojąc przez całą mszę i trzymając wyciągniętą rękę na której leżała rogatywka. Męczarnia przez blisko godzinę. Na koniec mszy poszły "ogłoszenia parafialne" w których ksiądz odczytywał kto ile ostatnio dał na kościół. Imienia, nazwiska, daty i kwoty. Istna licytacja wiejskiej społeczności kto jest lepszym katolikiem. Wtedy wyszedłem z kościoła i nie tylko dlatego, że bolała mnie ręka. Nie przypominam sobie bym kiedykolwiek później miał okazje na demonstracyjne wyjścia ze świętych budynków.
W temacie ewentualnej laicyzacji społeczeństwa mam obawy, o których już tu wcześniej pisałem (nawet ateiści wysyłają dzieci na religię, komunie itd.). Ale nadzieje też mam, bo te afery pedofilskie mogą przynieść skutki takie jak w Irlandii. Myślę, że znamy dopiero wierzchołek góry lodowej, a reakcje niektórych ludzi Kościoła (patrz pismo jakie dostał Szymik) dolewają oliwy do ognia.
Pod tym względem mamy bardzo podobnie. Cóż..., najważniejsze oddalenie zrobiłem ponad 30 lat temu, uznałem się za niewierzącego, odrzucam każdą propozycję czynnego udziału w obrzędach, w kościołach bywam zwiedzając, słuchając koncertów, z rzadka na pogrzebach, jeszcze rzadziej na ślubach. Jeśli zaś chodzi o opuszczenie samego gmachu kościoła w proteście przeciw słowom, to miałem okazję jedynie na pogrzebie kolegi, gdy ksiądz nie dość, że podkreślał kilkakrotnie "dzisiejszą ofiarę w intencji zmarłego", to jeszcze wprowadził "nową (nie)świecką tradycję" comiesięcznych mszy w rocznice śmierci, kiedy to taca będzie "w intencji zmarłego". Brakowało tylko przerwy na reklamy - oczywiście dochód w całości musiałby być ofiarą w intencji, a jakże, zmarłego.
Usuń