Zanim zorientowałem się, że jestem ateistą (tak, tak, był taki czas, gdy po prostu naśladowałem dorosłych sądząc, że obrzędy religijne świadczą o dorosłości, a ja bardzo chciałem już być duży), zdarzało mi się unikać tzw. mszy świętych, bo zawsze okazywało się, że znam lepsze sposoby spędzania czasu. Z tego co mówi moja małżonka, u niej również bardzo się do absencji przyczyniło to, że w porze mszy leciał Robin Hood, więc wybór był prosty. I tak nam zostało.
Tak, tak! Wiem, że wiele osób uważa, że pobyt w kościele ich wycisza. My też czasem z tego korzystamy. Wpadniemy raz na jakiś czas do zabytkowej świątyni, obfocimy ją, skomentujemy wystrój... Ale żeby zaraz iść na mszę? Nie no, dajcie spokój, wolę iść z żoną na spacer.
Dziś powód absencji kościelnych u młodzieży zdaje się być inny. Śmieszne ubrane stare pierdziele próbują strofować młodych ludzi, wykazując przy tym brak elementarnej kultury i empatii, a siłową drogę tzw. (hehehehe) "ewangelizacji" uważają za drogę najdoskonalszą: przymus religii, przymus bycia na mszy, przymus utrzymania kościoła, zmiana świątyń w partyjny chlew o charakterze faszystowskim, itd... No, ale to już decyzje innego pokolenia.
Jacek Kaczmarski - Quasimodo
Tymczasem pan biskup Jędraszewski niepomny nauki płynącej z pieśni naszego barda, miast sam się chwycić za sznur dzwonu Zygmunta, by wychwalać wybór alfonsa, oszusta i zadymiarza na prezydenta kraju, jak zawsze zlecił to dzwonnikom, przecież łapki jego pracą się nie skalały. No i masz! Część dzwonników nie dotarła, dzwon nie zabrzmiał, a pieszczoszek ze stajni Paetza może sobie co najwyżej zabronić dzwonnikom dzwonienia. Łoj, łoj, łoj....
Komentarze
Prześlij komentarz