Przejdź do głównej zawartości

064. Dlaczego? Żeby babci nie było przykro, bo wspieram męża, bo żona mi kazała!

  Dziś czytałem ten oto artykuł (kliknij tu) omawiający kwestię chodzenia do kościoła ludzi niewierzących, bądź nie identyfikujących się z kościołem rzymskokatolickim. Podawano w nim powody jak w tytule notki, oczywiście poparte "świetnymi" uzasadnieniami. Powiem Ci tylko, że ręce i nogi mi opadły. Dorośli ludzie racjonalizujący swój strach przed byciem sobą tak marnymi tłumaczeniami, jak "nie wierzę w ten cyrk, ale dla męża to ważne, więc go wspieram" (w czym go niby wspiera, nie mam bladego pojęcia, toć do wykonywania obrzędów, ani tym bardziej do wiary nie jest mu potrzebna), czy "żona kazała, sam uważam, że obecny kościół nie ma nic wspólnego z wiarą i bogiem, ale małżeństwo to sztuka kompromisów" (co za okrągły banał uzasadniający ubezwłasnowolnienie, od kiedy to małżonce potrzeba kompromisu w tym, czy ona pójdzie, chce to niech idzie - problem tkwi w tym, że wymusza chodzenie do kościoła tego biednego niewolnika). "Żeby babci nie było przykro" jest równie głupie, bo babci by mogło być przykro, gdyby to wnuczek/ wnuczka jej nie pozwalali chodzić do kościoła, a negatywna reakcja na to, że rodzina nie chce się babcinemu poleceniu podporządkować, to zwykła wściekłość zapiekłej fanatyczki. No i co z tego, że to babcia? Kto tu kogo próbuje zniewolić?


Kult - Dla twojej miłości.

Postanowiłem Ci o tym opowiedzieć, bo nie dalej jak wczoraj, przy okazji przesłuchiwania świeżo zakupionych płyt Herbiego Hancocka usłyszałem trąbkę podobną do tej Tomasza Stanki. Trochę sobie pogooglałem, aż zaprowadziło mnie to do zdjęć z pogrzebu polskiego trębacza, a potem do zdjęć z pogrzebu Kory. Spójrz, obydwoje byli wolnymi ludźmi, wybrali życie poza kościołem, mieli swoje powody. Czy uważasz, że coś stracili z powodu świeckich ceremonii pogrzebowych? Poszukaj fotorelacji, aż miło popatrzeć na takie upamiętnienie: Pełne bliskich, przyjaciół, fanów, współpracowników. To były dwie niepowtarzalne uroczystości, na których wspominano zmarłych, zamiast gadania o tym w co wierzą katolicy. Tak, tak, w końcu byłem nie dalej jak pół roku temu na pogrzebie, podczas którego ksiądz miast wspominać zmarłego, gadał o tym w co on sam wierzy. Z ciekawości: A Ty, którą wersję ostatniego pożegnania wolisz?

Sztywny pal Azji - Wieża radości, wieża samotności.

Pewnie zauważasz, że przeróżne Czarnki głowią się, jak tu przymusić młodzież do chodzenia na religię. Pierwszym, co im przychodzi pomiędzy uszy, jest wepchnąć indoktrynację religijną w środek godzin lekcyjnych, by uczniowie rezygnując z tych zajęć, nie mogli dłużej pospać, ani wcześniej wyjść do domu. Cóż mogę powiedzieć do tych młodych ludzi: Będziecie mieć "OKIENKO"? Zrelaksujcie się, idźcie na kawę, ciastko z colą, poczytajcie książkę, zjedzcie w spokoju posiłek, poczytajcie ulubioną książkę, posłuchajcie sobie waszej muzyki. Pomyślcie, że w czasie, gdy wy siedzicie sobie wygodnie, kompletnie wyluzowani, gdzieś tam w salkach katechetycznych ludzie pozbawieni umiejętności funkcjonowania w społeczeństwie, nauczają młodzież jak ona ma żyć. Chcecie się z nimi zamienić?

Komentarze

  1. Juz moj tato zyczyl sobie pogrzebu swieckiego i taki mial, mama rowniez wyrazila takie zyczenie, wiec oboje oszczedza mi nie tylko wydatkow (na pogrzeb taty wystarczyl zasilek z ZUSu), ale i kontaktow z ta koscielna patologia w sutannach. Ja poszlam o krok dalej i zycze sobie byc pochowana anonimowo po kremacji, zeby oszczedzic dzieciom wydatkow na nagrobki, pomniki, kwiaty i kiczowate znicze. Jak nie beda pamieci o mnie nosily w sercach, to i nagrobki nie pomoga, a beda tylko wkurzac na przelomie pazdziernika i listopada, choc tu na szczescie nie ma czegos takiego jak wszystkich, qrna, swietych ze swietym Wojtyla i ta swieta obrzydliwa Albanka z Kalkuty na czele.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli możesz polegać na rodzinie, to można uznać, że masz szczęście. Ja kiedyś wprost zarzuciłem matce, gdy była w szale indoktrynacyjnym, że do tego stopnia nie szanuje mojej woli i przekonań, że mimo tego iż wie, że jestem ateistą, zrobiłaby mi pogrzeb katolicki. "No jasne, że tak, przecież matka..... (brzmiał początek odpowiedzi, ale w tym momencie wyszedłem z domu i trzasnąłem drzwiami). Religia katolicka łączy ludzi przekonanych, że mają święte prawo zmuszać bliskich do swych patologicznych obrzędów, przez co bliscy stają się mniej bliscy, by nie powiedzieć "stają się odlegli".

      Usuń
  2. Opisane powody jak najbardziej funkcjonują i tez tego nie rozumiem, ubolewam nawet, gdy muszę uczestniczyć w uroczystościach typu ślub czy chrzciny, kościoły zwiedzam jako zabytki lub ciekawostki.
    Rodzicom czy dziadkom robi się pogrzeb wedle ich woli, ja mam zastrzeżony świecki, obwieściłam głośno i wyraźnie. problem w tym, ze czasami nie wszędzie jest cmentarz komunalny, a opłaty sięgają zenitu.
    Odwiedziłam koleżanki w szkole, biblioteka pełna uczniów, którzy nie chodzą na religie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moj ojciec byl chowany na jak najbardziej katolickim cmentarzu, bo tam mamy grob rodzinny i nie bylo najmniejszego problemu z pochowaniem go po swiecku. Na nagrobku tyko nie ma wyryte S.P. Nie ma wiec przymusu chowac z udzialem ksiedza nawet na cmentarzu pozostajacym w gestii kosciola.

      Usuń
    2. Ja myślę, że to jest test szacunku dla drugiej osoby, sprawdzian naszej akceptacji wolnej woli i swoich własnych przekonań u bliskich. Najlepiej wychodzi to po śmierci, gdy nieboszczyk nie ma już wpływu na nic i pozostaje decyzja wypełnienia, bądź nie, woli zmarłego. W polskim kościele tego szacunku nie widać wcale. Dziwisz pokazał, jak dalece w dupie ma wolę Wojtyły, nie wykonując jego testamentu, kradnąc krew na relikwie i zatrzymując sobie jego osobiste notatki, które zgodnie z wolą Kremówy miały być po jego śmierci zniszczone. Jeszcze lepiej było to widać u ks. Twardowskiego, którego wolą było być pochowanym na cmentarzu w rodzinnej miejscowości, ale oczywiście biskupi ukradli jego zwłoki, by stały się atrakcją "Świątyni Opatrzności Bożej". Żenująca demonstracja pogardy wobec człowieka!!! Niestety, mniej nagłośnionych przypadków takiego braku szacunku jest w Polsce na pęczki, np. wykorzystanie poległych żołnierzy do celów partyjnych, czy mianowanie się spadkobiercą woli zmarłego. A już w szambie przelewającym się za zamkniętymi drzwiami polskich domów moglibyśmy utopić całą Europę. Małe, grajdołkowe obrzydliwości widoczne na każdym kroku.

      Usuń
  3. Żeby babci nie było przykro, dobry powód, szanuję.
    Martin Pollack, który w młodości zerwał kontakt z ukochaną babka, bo się okazała zagorzała nazistką mówił jakiś czas temu, że tego żałuje. Że niepotrzebnie zrobił jej przykrość przed śmiercią.
    Jakby u mnie w kościele śpiewy prowadził Adam Strug to bym pewnie ganiał na mszę co niedziela, bo kocham takie tradycyjne śpiewanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie robić przykrości babci - chwalebne, tyle że w kontekście przytoczonej sytuacji, to nie niewierzące wnuki robią przykrość babci, bo to babcia jest agresorem atakującym wnuki - i to w tak prywatnej i delikatnej sferze jak wiara i światopogląd, więc jeżeli odczuwa jakąkolwiek przykrość, jest to przykrość bestii, z której łap wymyka się upatrzona ofiara, zatem zyg, zyg, zyg, marchewka, babciu.
      Martin Pollack ma prawo do swych odczuć, choć prywatnie uważam, że są one, niczym odczucia dziecka sądzącego, że to z jego winy rozchodzą się rodzice. To babcia była nazistką i jeśli sądziła , że powinno jej to ujść płazem, widocznie dalej nie przepracowała winy i jej konsekwencji.
      Sam zapraszałem Świechnę do kościoła, gdy koncertowała w nim nasza znajoma, więc się nie dziwię, że chciałbyś chodzić do kościoła na koncerty. My również wybieraliśmy się tam na koncert, a nie udawać przed kimś wierzących. Nasza śpiewająca koleżanka zdawała sobie sprawę, że jesteśmy ateistami i przychodzimy posłuchać chóru, a nie uczestniczyć we mszy.

      Usuń
    2. @Dariuszu, uważam, że traktować babcię dobrze, to nie jest zły plan. Natomiast to, co robi babcia (i bardzo wiele kobiet wychowujących młode pokolenie) to manipulowanie poczuciem winy. Szantaż emocjonalny jest typowym narzędziem nacisku ludzi bez władzy (czyli słabych), zresztą, gdy w innym komntekście (np. w pracy) wejdziesz z kimś w konflikt i on zda sobie sprawę, że nie ma nad Tobą władzy (bo pogróżki na Ciebie nie działają), następnym działaniem będzie próba wywołania w Tobie poczucia winy (mówienie jak mu przykro, że nie robisz tak, jak on chce, bo on chce dla Ciebie dobrze). Wyświechtana metoda, używamy jej instynktownie ... pewnie dlatego, że zazwyczaj działa, bo nie myślimy nad tym za długo (a powinniśmy).

      Martin Pollack zilustrował inne jeszcze zjawisko w niefajnych relacjach rodzinnych. Po jakimś czasie jedna ze stron zaczyna snuć mrzonki, że jakby zrobiła inaczej, to druga osoba magicznie stałaby się inna, może fajniejsza. Często to słyszę, bo jednak nacisk społeczny na idealizm rodzinny (choćby przez reklamy przed Xmasem) mami nas, że nagle sucha, wredna osoba ma w sobie pokłady dobra do których dotarli(by)śmy naciskając odpowiedni guziczek. Tymczasem ludzie aż tak bardzo się nie zmieniają i najlepszym sposobem jest pogodzić się z tym, że mamy jedną babcię, taką jaka jest i inna nie będzie. Pollack sobie zaczął wyobrażać, że tej dobrej babci w środku tej mniej dobrej było przykro, że myślała o nim ciepło i wcale nie uważała go za dupka. Watpię, aby mógł wiedzieć takie rzeczy. Sądze więc, że nie pogodził się z rzeczywistością przed jej śmiercią, stąd te późniejsze mrzonki.

      Usuń
  4. zapewne Kasi z pierwszego przykładu chodzenie z mamą na obrzęd do jej ulubionego chramu nie zaszkodzi, nie cofnie jej w rozwoju... być może to chodzenie jest wyrazem sympatii dla mamy, ale czy wyrazem szacunku?... moim zdaniem raczej już nie... po prostu Kasia uznała, że mama jest nieuleczalną kretynką, nie ma sensu nic z tym robić i niech sobie mama dożyje w tym swoim błogim kretynizmie do swych dni ostatnich... odmowa towarzyszenia mamie zaburzyłaby swoistą równowagę kasinego tripu, wyrwałaby Kasię ze strefy komfortu...
    no cóż, można i tak... nie oceniam bynajmniej postępowania Kasi, próbuję tylko spojrzeć na jej sytuację raczej tak bardziej naukowo...
    ...
    z braku czasu nie omówię innych przypadków, spuentuję tylko, że to właśnie chyba na tym /między innymi/ polega, iż związek wyznaniowy zwany w skrócie "K.Rz-kat." mocno bazuje na pielęgnacji owej strefy komfortu u ludzi, którzy są jakoś tam (rodzinnie i nie tylko) związani z realnymi wyznawcami tworząc i podtrzymując tym samym mit, jakoby tych wyznawców było o wiele więcej, niż jest... oczywiście pojęcia nie mam, na ile jest to świadoma strategia, na ile nie, bo to jest tak samo nierozstrzygalne, jak odpowiedź na pytanie, czy lider religijny naprawdę wierzy w ten kit, który wciska otoczeniu, czy po prostu cwaniakuje mając pełną świadomość tego, że robi to otoczenie w wała...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, czy uleganie szantażowi emocjonalnemu można nazwać szacunkiem. Są tacy, którzy to zrobią cedząc przez zęby przekleństwa, są tacy, którzy to zrobią z uśmiechem, bo to "dla babci", ale gdzie tu szacunek jest? Nie ma go ani do babci, ani do siebie samego.
      Świechna zwróciła mi kiedyś uwagę, że jedną z wielu manipulacji duchownych, którą niczym młode pelikany łykają młodzi wyznawcy, jest złudzenie, że "WSZYSCY TAK ROBIĄ". Nie, nie robią tego wszyscy i mają się z tym całkiem dobrze. Takie małżeństwo, jak ja i Świechna, nie odczuwamy najmniejszego dyskomfortu z tego powodu, że trzymamy się z dala od obrzędów sekciarskich i jeśli już nas one interesują, to tak, jak Tony'ego Halika interesowały obrzędy Indian, tylko że nawet nie amatorsko, raczej nie wychodzi to poza krąg ciekawostek. Świechna odkryła ten mechanizm manipulacyjny pracując w szkole, gdy jakaś uczenica bardzo niepewnie pytała, czy może nie chodzić na religię. Świechna, jako wychowawczyni, odpowiedziała, że nie ma najmniejszego problemu, bo ona nie jest obowiązkowa, więc zabezpiecz się tylko tym, by mama poświadczyła, że wie, iż zostajesz wtedy w domu. Okazało się wtedy, że dołączyło się ok. 40% dzieci. Nie tylko dzieci, ale i ich rodzice nie wiedzieli, że tak można, a potem jeszcze jakaś inna dziewczyna spytała się, czy jej przez to nikt nie obniży zachowania, więc Świechna musiała ją uspokoić że nie, że dla niej jest to w porządku. To raczej taki tu głównie mechanizm lękowy działa.

      Usuń
  5. Mnie zawsze rozbraja, bo tak wypada. hahah

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie chyba bardziej rozwalają racjonalizacje "w imię wyższej idei", typu "ale taka jest tradycja" lub "to nasza tożsamość".

      Usuń
  6. Ludzka głupota jest potężna, nieskończona i wciąż rozrasta się jak wszechświat. Ponieważ uczestniczyłam w pogrzebach świeckich, poznałam ich wartość. Najbardziej podoba mi się, że zamiast pustego bla, bla, bla o dobrej bozi i życiu pozagrobowym, na plan pierwszy wysuwa się osobę zmarłą. Poświęca jej się cały czas ceremonii, mówi się o tym, kim była i jaka była. Na pogrzebie ojca przyjaciółki rozpłakałam się ze wzruszenia, gdy padły słowa o córce wspominającej wspólne z ojcem wykradanie mamie naleśników. Doświadczyłam pełnego szacunku dla zmarłego i jego bliskich. Tymczasem na katolickim pogrzebie 16-latka, który odebrał sobie życie przez znęcających się nad nim katolickich rodziców usłyszałam z ust klechy: "Jakże wielkim egoistą byłeś, nie pomyslałeś o opłakujących cię rodzicach!". Wstać i przywalić w mordę to mało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdopodobnie moglibyśmy sporo pisać o pogrzebach, na których pan ksiądz nie załapał, co to za uroczystość i popłynął w kierunku swoich fantazji, dlatego tak atrakcyjne wydają mi się pogrzeby prowadzone przez świeckiego mistrza ceremonii. Wydają mi się, bo widziałem jedynie migawki z takich uroczystości w sieci, osobiście nie byłem na żadnym takim pogrzebie. Ciekawe jest jednak, dlaczego nie byłem. Nie, nie dlatego, że nie zmarł żaden znajomy ateista, tylko dlatego, że iż świętojebliwa rodzina dopadając ciało, które nie może się przed nimi obronić, uszczęśliwiała znanych mi niewierzących katolickim pogrzebem, zamykając tym samym koło przemocy katolickiej - od chrztu wbrew woli bezbronnego dziecka po pochówek niezdolnych do obrony zwłok. Myślę, że dla ateisty bardziej niż apostazja, powinno być istotne zagwarantowanie sobie świeckiego pochówku.

      Usuń
    2. Ja już go sobie zagwarantowałam.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

078. Ominąć tradycję.

Nikt tej Wielkanocy już nie rozumie, a może i nie potrzebuje! Ewa Kaleta, Wyborcza, Duży Format. Oj, jak mi nie szkoda! Mam uraz do tych świąt, choć jednocześnie są dla mnie ważne, bo stanowią wyznanie i dowód mojej stabilnej rozłączności z chrześcijaństwem. Po prostu nigdy nie kupowałem tej historii o wszechmocnym facecie, który daje się zabić po to jedynie, by mógł mi wybaczyć grzechy. Nie kumam ciągu przyczynowo-skutkowego, a Ty? Zakładając nawet na chwilę, że posiadł moc darowania mi życia wiecznego, jak mu w tym pomogła jego własna śmierć? Innymi słowy: Nigdy nie rozumiałem, po co ona była i nigdy mi tego nikt logicznie nie wyjaśnił. W dodatku Wyborczej (Duży Format) przeczytałem artykuł będący czymś w rodzaju wyboru szantaży emocjonalnych, jakimi polscy katolicy próbują zmusić członków swoich rodzin do uczestnictwa w obchodach Wielkanocy. Klikając tutaj poczytasz oryginalny tekst , a jeśli Ci się nie chce, to służę przykładami takimi, jak ta wypowiedź o córce: (...) Amsterdam nie

087. Scenka rodzajowa.

 Syn przyjeżdża do matki z dość daleka (120 km), bo obiecał jej obwożenie po grobach rodzinnych znajdujących się w promieniu 250 km od jej miejsca zamieszkania. Zostawia wszystkie swoje obowiązki i jedzie, choć zupełnie nie leży to w jego interesie, ani nie jest zainteresowany grobbingiem, ani też związany emocjonalnie ze zmarłymi, którzy odeszli nim dorósł, w niektórych przypadkach nawet przed jego narodzeniem. Ale jedzie, bo wie, że w przeciwnym wypadku matka puści się w podróż autobusami, pociągami, a potem będzie czynić dzieciom wyrzuty z powodu swojej decyzji. Wchodzi na któreś tam piętro bloku, zastaje drzwi otwarte na oścież, słyszy głośny wrzask telewizora. Dziwi się, bo drzwi te zawsze były zamykane na klucz, nawet gdy w środku było pełno ludzi. Wchodzi do salonu, a tam matka na kolanach odprawia czary z telewizorem. Znaczy się, kapłan z telewizora odprawia obrzędy, ona w nich głośno uczestniczy. Nie przerywa nawet, gdy wchodzi syn. Ani pocałuj mnie w dupę, ani wypierdalaj. Je

084. Polska języka, trudna języka, my się duzio ucić chcieć nie bałdzo.

Myślałem, że niewiele mnie może zaskoczyć w grypserze katolickiej. Potworki słowne w stylu "ubogacać" już mnie nie ruszają, podobnie jak "Przyjdź, Rozeznaj!" z plakatu poniżej. Nie jakieś tam banalne "zobacz" lub "spróbuj". RO-ZE-ZNAJ!!! Zdjęcie z portalu Lekcjareligii.pl. Uodporniłem się, nie ma co! Czasem jednak nawet moja znajomość tej specyficznej nowomowy okazuje się dla wyobraźni niewystarczająca. Co powiesz na to: Męski Różaniec Warszawa 1 lipca 2023r. Dlaczego „Męski” Wierzymy, że naszą rolą, tj. rolą mężczyzn w Bożym zamyśle jest ochrona na życie wieczne wszystkich tych, których Bóg podarował nam tu na ziemi. Tak jak święty Józef był ziemskim opiekunem Świętej Rodziny, tak i my mamy zadanie bronić świętości naszych rodzin i bliskich. Chcemy czynić to razem, we wspólnocie mężczyzn. W tej jedności umacniamy naszą męską tożsamość i męskie cnoty. Nie wnikając w fakt jakiejś tajemniczej dla mnie różnicy między różańcem męskim i żeńskim (genit