Przejdź do głównej zawartości

017. Dlaczego nie przyjmujemy księdza po kolędzie, mamo i tato?

 Dziś napiszę Ci przypadkach bezgranicznej głupoty lub bezczelności, które mi tak spowszedniały, że raczej w nie wierzę, niż sprawdzam wiarygodność doniesień. Jako punkt wyjść przyjmę tytuł. Ponoć na terenie Polski pojawiły się bilbordy o treści "Dlaczego nie przyjmujemy księdza po kolędzie, mamo i tato?" oraz "Dlaczego nie idziemy w niedzielę do kościoła mamo i tato?". Na pierwszy rzut oka, wydaje się to absurdalne, żeby ktoś mógł być tak bezczelny, by podjudzać przeciw rodzicom dzieci obcych sobie osób w celu prowadzenia indoktrynacji religijnej. Jednak ponieważ chodzi o obrzędy katolickie, nie odrzucam tego jako fake newsa, bo nie takich bezczelnych sztuczek fanatycy tej religii potrafią się chwytać, a sam znam co najmniej kilka osób, które nie widziałyby w tego typu plakatach nic złego.

Nie wnikając zatem w kwestię autentyczności bilbordów, chętnie odpowiem publicznie na zawarte w nich pytania, by dać Ci pogląd na moje motywacje.

Pierwsza, najkrótsza, najważniejsza i wystarczająca odpowiedź na obydwa pytania jest taka, że jestem niewierzący i odrzuca mnie od wszelkich obrzędów religijnych. Oczywiście chętnie wziąłbym w nich udział na takich zasadach, jak Tony Halik w obrzędach plemion koczowniczych z lasów tropikalnych: rejestrując rytuały, opatrując swoim komentarzem, jednak nikt mi na to nie pozwoli pod groźbą wytoczenia sprawy za zakłócanie uroczystości, bądź obrazę uczuć. Wystarczy że powiem co myślę o aktywności tego, czy innego duchownego i znajdzie się grupa chętnych, by rzucić mi się do gardła.

Dlaczego nie przyjmuję księdza po kolędzie? Dziś nawet bym nie mógł, bo mieszkam w Irlandii. Polakom się wydaje, iż tzw. "wizyta duszpasterska" jest zwyczajem katolickim, podczas gdy jest to obrzęd polski, nie funkcjonujący w większości państw europejskich. Polskim katolikom wciskany jest kit, że to taka tradycja religijna, a jest to co najwyżej tradycja żądnych władzy i pieniędzy polskich duchownych. Przejdę jednak do mojej motywacji, tej którą zabieram ze sobą wszędzie, do Polski również.

Pamiętam wizyty duszpasterskie z domu rodziców. Zawsze, powtarzam, zawsze, za każdym razem "kolędujący" ksiądz zachowywał się jak nieokrzesany burak, a nie jak gość. Szpiegujący, dopytujący o rzeczy prywatne, mówiący z góry, arbitralnie, tonem nieznoszącym sprzeciwu. Gdybym ja był gospodarzem, wywaliłbym takiego siura na zbity pysk. Zdarzali się nawet księża ingerujący w wystrój mieszkania (to za sprawą takich typków moi rodzice zaczęli nabywać duże gabarytowo dewocjonalia). Innymi słowy, uważam to towarzystwo za niewychowane, nieokrzesane, nadęte, próżne, zarozumiałe i ingerujące w prywatność, więc nie szukałem spotkań z nimi, a już z pewnością nie zapraszałem do siebie. To oczywiście motywacje dodatkowe, jakbym na przykład za sprawą jakiegoś upośledzenia postrzegania świata zaczął wierzyć, to i tak ci panowie wstępu by do mnie nie mieli. Chyba że prywatnie, któryś z nich miałby ochotę wpaść i pogadać o czymś przy kawie, na przykład jako sąsiad. Zdradzę Ci, że uważam nieskromnie, iż taki "księdzokumpel" przychodziłby do mnie chętniej, niż do dewotów, bo mógłby spokojnie pogadać o swoich rozterkach i problemach, bez udawania że jest doskonały za sprawą tzw. "charyzmatów". Niestety, nigdy nie zdarzyło mi się mieszkać w sąsiedztwie księdza, który miałby taki pomysł na spędzanie czasu.



The Rolling Stones - (I Can't Get No) Satisfaction.

Dlaczego zaś nie chodzę do kościoła lub dlaczego nie chodziłbym nawet będąc wierzącym...? Być może Cię zaskoczę, ale na początku powiem Ci, że duchowni polscy nie są katolikami. Dawno temu przestali zwracać uwagę na Dekalog, układając skupiające się na oczekiwaniach duchowieństwa przykazania kościelne. Sam wiesz, że ksiądz nie będzie się Ciebie czepiać, jeśli na przykład kradniesz, albo jesteś pilotem zrzucającym napalm na głowy ludzi określonych przez dowództwo jako "cel" (jeszcze Twój samolot i bomby pobłogosławi), za to będzie miał pretensje, że nie chodzisz do kościoła i nie wpłacasz daniny na remont dachu świątyni. Pod pojęciem "dobro kościoła" zbyt często rozumieją swoje własne interesy, a nie dobro wspólnoty (włączając w nią członków świeckich). Powiedz mi, znasz księdza, który interweniował w sprawie maltretowanej przez ojca pijaka rodziny? Pomagającego uciec matce z dziećmi przed przemocą? Ja o takim nie słyszałem, za to o dźwiganiu krzyża słyszałem aż zbyt często. No, ale za daleko odjechałem od inspiracji notki, więc teraz postaram się to skorygować.

Interesowały mnie treści tak idiotyczne, że aż niewiarygodne, ale przez to że wkładane są w usta duchownych, jestem skłonny w nie uwierzyć. W kościołach Polski podczas kazań (ostatnio w ramach żartobliwie-ironicznej kościelnej nowomowy duchowni nazywają je "naukami") przekazywane są tak oszałamiająco idiotyczne, a czasem przestępcze treści, że to właśnie dlatego nie wyobrażam sobie udziału w mszach świętych, zwłaszcza z dziećmi, którymi miałbym się opiekować. Spod ołtarzy padało wiele absurdów, niektóre były tak totalnie odjechane, że stawały się przebojem internetu. Najsłynniejsze z nich, to odjazdy księdza Oko (w temacie seksu), księdza Natanka (w temacie ubiorów młodzieży, słuchanej muzyki), słynny był też atak z ambony na bajkę "Hello Kitty". W przeciwieństwie do wierzących, nie uważam by były to pomijalne incydenty, przypomnę chociażby jazdy jednego z największych pyszałków, o jakich słyszałem, zarozumiałego i zadufanego w swą nieomylność Karola Wojtyły z podkarpackich Wadowic, który atakował Gwiezdne Wojny (za elementy filozofii wschodnich widoczne w regule zakonu Jedi – znaczy się, był jakby zazdrosny, że to nie elementy dogmatów katolickich), ale dla odmiany, miał również głoszone publicznie pretensje do filmu Matrix, że imię głównego bohatera (Neo) zbytnio kojarzy się z występującym w Biblii Noem. Idąc za takim przykładem poszukiwania drugiej dziury w dupie przez samego "santo subito", z kazalnic szczuto na wykonawców rockowych, książki, filmy. Oczywiście doliczyć należy dużo groźniejsze szczucie, noszące znamiona zbrodni antysemityzm, szowinizm, homofobię, szczucie polityczne (tak, tak, to zbrodnia, promocja partii politycznych w kościołach nie jest dozwolona, bo są to miejsca przeznaczone do uprawiania kultu religijnego i dlatego mają inne zasady finansowe i fiskalne).

Podsumowując: Nie wyobrażam sobie po co miałbym zabierać dzieci na kazania o tym, że Hello Kitty jest zakamuflowanym Szatanem, że ciemny makijaż oznacza hołd dla Szatana, podobnie jak słuchanie Black Sabbath, czy Rolling Stones. Ludzie stający na ambonach i kazalnicach czują się uprawnieni do pieprzenia trzy po trzy, a podważanie ich autorytarnych opinii nader często przedstawiają jako atak na wiarę. Nawet, jeśli duchowny opowiada o wyganianiu demona wegetarianizmu salcesonem albo o wskrzeszaniu umarłych przez Boshoborę. To nie jest dobry pomysł, żeby sugerować im, że zgadzam się z ich radosnym pierdolando. Oczywiście podobnie jak Ty uważam, że zdarza się księdzu powiedzieć podczas kazania coś ważnego i prawdziwego, ale to że się zdarza, jest stanowczo niewystarczające. Władz kościelnych nie stać nawet na publiczne odcięcie się od bredni wypowiadanych przez co bardziej szalonych kapłanów. A skala tych idiotyzmów jest taka, że jeśli bym Ci tutaj napisał, że byłem świadkiem jak ksiądz podczas kazania tłumaczył, że przez czytanie przygód Harry'ego Pottera trafia się do piekła, to mi uwierzysz, bo wiesz, że to nie tylko możliwe, ale i się już zdarzało: tak publiczne potępianie fikcyjnej postaci literackiej, jak i wiązanie jej z autentycznymi czarami, magią i cholera wie czym, są w kościelnej wspólnocie na porządku dziennym.



Wolę raczej zostać chińskim pastafarianinem, RAMEN!

Komentarze

  1. Prawdziwe i szczere aż do bólu.
    I ja pamiętam takie wizyty aroganckich księży w moim rodzinnym domu.
    Pamiętasz z pewnością że książki z Harrym Potterem spalono parę lat temu przed kościołem w Gdańsku.
    A makarony i Italię słoneczną tak zawsze lubiłam, że sama nauczyłam się języka włoskiego w stopniu podstawowym.:-))
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Palenie książek ma u nich długą tradycję, choć rzeczywiście, gdy dzieje się to w środku Europy, w jednej z najlepiej funkcjonujących europejskich metropolii, już od średniowiecza funkcjonującą jako okno na świat dla mieszkańców dorzecza Wisły, to rzeczywiście ciarki po plecach przechodzą.
      Uwielbiamy ze Świechną włoskie jedzenie i włoską pieczołowitość podczas przyrządzania posiłków i kawy, testujemy każdą włoską restaurację. Ostatnio humor nam zepsuła likwidacja małej restauracji, która miała nieszczęście otworzyć się pół roku przed epidemią. A sami palili tam kawę, można było kupić świeżo palone ziarno do domu. Pozdrawiamy.

      Usuń
  2. Trochę to chyba zależy od tego, kogo ksiądz chce nawracać, bo bywa ,choć niewątpliwie niezbyt często, że może się nadziać na ostrą ripostę . Znam takie przypadki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest ciekawe zagadnienie. Ja na przykład zetknąłem się z wypowiedziami księży twierdzącymi, że niektórzy z nich boją się chodzić po kolędzie ze względu na agresywne postawy odwiedzanych parafian, ale nigdy nie natrafiłem na dokładny opis. Nie znalazłem też potwierdzenia w doniesieniach z kronik kryminalnych. Zazwyczaj napaść na księdza spotyka się z informacją prasową, jednak zdecydowaną większość do jakich dotarłem, stanowiły informacje o napaściach na plebanii, bądź w kościele.

      Usuń
    2. Ostra riposta nie równa się agresji. To raczej podjęcie dyskusji, której się ksiądz nie spodziewa.;)

      Usuń
    3. Nie spodziewa się i raczej nie ma na nią ochoty :-)

      Usuń
  3. Moi dziadkowie non stop nagadywali na kler, ale do kosciola chodzili. Matka i ojciec do kosciola chadzali sporadycznie i na kosciol srednio gadali- matka nagadywala wtedy, kiedy chciala wine zrzucic za swa awersje do spowiedzi - z owym nagadywaniem to przyklad tego, ze rodzina moja ma zaslugi w walce z klerem :))
    Przypuszczam, ze mojej matki , kiedy kleczala przed konfejonalem, po glowce nie glaskano:)) - smiac mi sie z tego chce, ona nigdy krytyki wlasnej osoby nie znosila i nawet biednafocha strzelic nie mogla, bo przypuszczam, iz spowiednik mial to gleboko gdzies. Nas zas , kiedy poczula sie osobiscie tknieta, fochami szczodrze obdarzala.
    Natomiast dziwne bylo to , ze ksiedza chodzacego po koledzie przyjmowali i mama dbala abysmy byly wyjatkowo ulozone i grzeczne. Tak, ze razu ktoregos ksiadz sie jeszcze dobrze nie rozgoscil, a my ( cala grzeczna i dobrze ulozona trojeczka) padlysmy przed nim na kolana , przezegnalysmy sie i zaczelysmy recytowac "Ojcze nasz...". Ogolnie to sytuacja okazala sie niekomfortowa. Ksiadz nie poczul sie chyba dobrze- szybko zakonczyl wizyte:))

    Od 17 lat, kiedy jestem na emigracji koledy nie przyjmuje, a mozna dac znac w najblizszej polskiej misji katolickiej i ksiadz przyjedzie. Natomiast z kilkoma kaplanami sie kumpowalam, sa swietni jako kumple... bardzo dobrze rozumieja kobiety i czasami sie nie dziwie, ze za ich mundurem panny sznurem:))

    A z tym Neo w Matix.. nie tylko, ze imie podobne do Noe, oni tam w katolickich sutannach biegali- nie zauwazyles analogii? Swoja zas droga nie slyszalam krytyki kosciola zwiazanej z Matrixem i Gwiezdnymi Wojnami, ale slyszalam , ze JPII pojechal po Rydzyku, a ten nafafany, cos tam probowal przymarudzic na szefa, ale mu sie nie udalo:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że ludzie będący u władz duchowieństwa doskonale zdają sobie sprawę, że ich kościół jest utrzymywany przez ludzi, którzy chętnie na księży, zakonników, czy zakonnice narzekają, przecież dopóki płacą i kasa się zgadza, to dlaczego mieliby robić przeciw nim jakieś krucjaty. Co innego jawni apostaci, bądź ateiści, ewentualnie przechodzący do innych wyznań, którzy w twarz wypowiadają im posłuszeństwo. Dlatego też ja posłuszeństwo im wypowiedziałem, żeby nie było wątpliwości.
      A to mnie zaskoczyłaś z tym Matrixem, albo raczej to ja oglądałem bardzo nieuważnie i przeoczyłem podobieństwo strojów bohaterów do sutanny. Ciekawe, czy taki był rzeczywiście zamysł twórców.
      Ja z kolei nigdy nie pamiętam, by JPII pojechał po Rydzyku, gdy był zmuszony zwrócić mu publicznie uwagę, to robił to w charakterystycznym dla siebie stylu: "Jestem za a nawet przeciw" i wtedy akolici Rydzyka tłumaczyli, że papież wcale nie jest mu przeciwny, tylko udziela ojcowskich wskazówek etc...

      Usuń
  4. Moi rodzice pochodzili z wierzących rodzin. Jednak ojciec po wstąpieniu do wojska zawodowego nie chodził do kościoła. Ja raz próbowałam przyjąć księga, bo syn nasłuchał się od syna sąsiadów jak to fajnie jest. Młody ksiądz przyszedł, rozejrzał się po pokoju, a gdy na stole nie zobaczył ani krzyża ani koperty, to rozmową z dzieckiem nawet się nie zainteresował. Wyszedł szybciej niż wszedł i tak się zakończyła moja przygoda z "przywróceniem syna na łono kościoła". Życzę dużo zdrowia i pozdrawiam Świechnę, którą czytuję od czasu do czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ciekawie ów ksiądz zaprezentował swą "misję duszpasterską". To chyba nawet lepiej, że nie pozostawił żadnej furtki, przynajmniej wiedziałaś na czym stałaś. Pozdrawiamy z Irlandii.

      Usuń
  5. Przepraszam, ale to jakiś żart z dorocznym odwiedzaniem wiernych przez duszpasterza. Jak ten człowiek może orientować się w duchowych potrzebach rodziny, którą odwiedza, skoro robi to raz w roku? Odpowiedź jest oczywista. Poza tym jak widzę ten popłoch na dzielnicy, w bloku, na klatce, a potem w mieszkaniach, kiedy ma ich odwiedzić duchowny, to wszyscy w stresie, no i tekst, żeby tak szybko jak wszedł, to żeby wyszedł. O czym to świadczy? Chyba znowu nie trzeba odpowiedzi. Ale hitem jest dla mnie, jak się pytam czy szanowni sąsiedzi (katolicy z dziada pradziada) wiedzą, co oznaczają litery, które piszą na drzwiach: K+M+B 2021? "No panie, przecież to inicjały trzech króli [Pismo Święte nie mówi ilu ich było], to pan nie wie?" - no i wtedy mówię, że warto poczytać na ten temat...
    Ciekawe obserwacje i wnioski w artykule, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro już jesteśmy przy zwyczaju pisania kredą po drzwiach, doczytałem się, że katolicy doszukują się jego powiązania ze znaczeniem drzwi krwią baranka (biblijny Egipt w celu uniknięcia plagi śmierci pierworodnego na skutek klątwy Mojżeszowej). Czy tak jest, nie wiem, ale na Zachodzie nikt nie bazgrze żadną kredą po drzwiach, nawet wierzący Irlandczycy tego nie robią, choć przecież ich sposób wierzenia bardzo przypominał sposób polski (do momentu odkrycia afer pedofilskich, niewolniczych pralni Magdalenek, niezonakowanych grobów, handlu dziećmi kobiet niewolonych przez Magdalenki, etc...).
      Pamiętam taki serial "Dr Quinn". Występowała w nim postać pastora. Pracował on ciężko, tak jak inni mieszkańcy miasteczka Colorado Springs (dziś mieszka tam 400 tysięcy ludzi), rozmawiał z nimi na co dzień, spotykał się z parafianami w sklepie i na ulicy. Ciekaw jestem, co myślą na ten temat polscy księża, bo raczej nie zaczepiają parafian na ulicy, by pogadać z nimi o życiu. Mają kancelarię p.t.: "Masz interes, to przyjdź z kopertą w zębach i czekaj wiernie na odpowiedź". Wizyta duszpasterska również niewiele ma wspólnego z przyjacielskimi rozmowami z pamiętnego serialu.

      Usuń
    2. A jaki sens ma na przykład "wizyta duszpasterska" księdza z innego miasta, oddalonego o dziewięćdziesiąt parę kilometrów? Byłem świadkiem takiego zdarzenia.

      Usuń
    3. Głęboki ;-) Nazwijmy go BIZNESOWYM.

      Usuń
    4. Woland masz mistrza jeśli chodzi o skojarzenia ("Dr Quinn") i nawiązania, bo myślałem o podobnych przykładach. Za dzieciaka mieszkałem na przeciwko kościoła ewangelicko-augsburskiego i byłem zdumiony jak pastor, który ma swoje kazanie w niedzielę sprząta ulicę na której mieszka. Robił to regularnie. Uczył tego swojego syna. Żona pomagała. Ta scena zapadła mi tak mocno w pamięć, że po latach o tym wspominam. Czyny wołają głośniej niż słowa. Kurczę, że tak zapiekę, ale jak dotąd nie widziałem żadnego księdza z miotłą przed kościołem...

      Usuń
  6. Wizyta księdza? Jeśli miałbym ochotę na widok faceta w sukience, to poszedłbym na występy drag queen lub włączył clip Conchity Wurst:))) Od wielu lat mam święty spokój, do moich drzwi nie zapuka ksiądz, a jeśli by przypadkiem dotarł pod nie jakiś żółtodziób w sukience, zostałby pożegnany słowami „Ja nie potrzebuję księdza”. Wiem, że wielu nie posiada na tyle odwagi, by spokojnie wypowiedzieć te kilka słów patrząc w oczy sukienkowego. Oni spodziewają się krzyków, wrzasków, awantur i chyba nawet przemocy, są bezradni w starciu ze spokojem i humorem. Bo jak to tak, ktoś otwarcie, przy otwartych drzwiach daje do zrozumienia, że nie życzy sobie wizyty pajaca, nie zamyka drzwi, nie udaje, że w domu nikogo nie ma?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei nauczyłem się, że jasne stawianie sprawy jest bardzo pomocne i ucina niepotrzebne dyskusje. Jak już pisałem, mieszkam w Irlandii, gdzie nie ma chodzenia księdza po kolędzie, ale na przykład gdy zakładano mi kartę szpitalną do leczenia onkologicznego, wypełniałem w kwestionariuszu rubrykę o moim wyznaniu (wpisałem NO RELIGION), a gdy jakiś ksiądz, czy zakonnica pytali się, czy chcę pogadać, odpowiadałem N0, THANK YOU. Nie ma wtedy żadnych niedomówień, wszystko jest jasne i klarowne. Najwięcej problemów z załatwianiem takich spraw mają ludzie, którzy kluczą, nie mając wystarczająco dużo asertywności, bo powiedzieć jasno, krótko i na temat.

      Usuń
  7. Bilbordy nawet mnie nie dziwią, bo pamiętam postępowanie naszego proboszcza wobec dzieci i napuszczanie ich na rodziców. Długo by mówić. Bezczelność i brak empatii to najdelikatniejsze określenia dla owego proboszcza.
    Dziwi mnie natomiast uczęszczanie do kościoła tych, którzy niby potępiają duchownych, zwłaszcza biskupów, ale co niedziela drepczą w tym samym kierunku i celu. A jeśli już, niechaj działają nad zmianami w tej instytucji, żeby mogli w tym swoim kościele czuć się dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, ludzie między sobą psioczą na księży,
      a potem karnie w niedzielę do kościół idą.

      Usuń
    2. Czyli nie jestem odosobniony. I Ty jesteś w stanie uwierzyć w tego typu plakat, bo akurat takie zagrywki nie są niczym dziwnym dla fanatyka. Mnie również dziwi uczęszczanie do kościoła ludzi, którzy z zachowaniami kleru się zupełnie nie zgadzają, bo przez to, stają się sponsorami takich działań. Powyżej w odpowiedzi Ani napisałem, że według mnie kler zdaje sobie sprawę, że to właśnie tacy ludzie ich utrzymują: coś tam pod nosem psioczą, ale płacą, więc wszystko gra.

      Usuń
  8. "Dlaczego nie przyjmujemy księdza po kolędzie, mamo i tato"-jestem niewierzący, niejako kończy temat.
    Jak przyjmowałam kolędę to minusem zawsze było to ,że trzeba było zawsze na księdza długo czekać.
    Co niektórzy sąsiedzi stawiali co najlepszego jedzenie na stół. Napitki też się zdarzały :)
    I jeden temat odwieczny na co aktualnie proboszcz pieniądze zbiera.
    Nie pamiętam, żeby się któryś, kiedykolwiek, źle zachował.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W czasach, gdy mieszkałem u rodziców, księża nawet nie tłumaczyli się na co zbierają, a moi rodzice są takimi dewotami, że nigdy nie śmieliby zapytać, by ksiądz nie musiał się im tłumaczyć. Myślę, że możemy mieć różny zakres tolerancji na to, co odbieramy jako złe zachowanie. Mnie na przykład irytowało, gdy taki ksiądz domagał się prezentacji zeszytu do religii, bo to nie on, a katecheta jest odpowiedzialny za treści tam się znajdujące. Podobnie jak bardzo mnie drażniło, gdy księża domagali się od rodziców zakupu konkretnych dewocjonaliów, utkwiło mi w pamięci domaganie się większego krzyża, a innym razem takiego popularnego wizerunku Jezusa z płonącym sercem. Dla mnie jest to zbyt daleko idąca ingerencja w prywatność, ja od nikogo nie śmiem domagać się, by coś powiesił na ścianie prywatnego domu.

      Usuń
  9. akurat tego billboardu nie widziałem, ale znając inne wykwity "radosnej twórczości" ich autorów wiadomej konduity uważam, iż jest duża szansa na to, że nie jest to fake news...
    co ja bym odpowiedział dziecku na cytowane pytanie?... nie przepadam za takimi eksperymentami myślowymi typu "co bym zrobił, gdyby...", działam raczej spontanicznie, intuicyjnie, ale coś mi się wydaje, że w domu, rodzinie, gdzie nie przyjmowanie takich egzotycznych wizyt jest czymś normalnym, wręcz oczywistym, dziecko w ogóle by nie zadało takiego pytania, więc gdyby takowe jednak zadało mogło by to być drobnym zaskoczeniem...
    sam nie pamiętam zbyt wielu doświadczeń z takim "kolędowiczem", z czasów dziecięcych i małolackich to już w ogóle... wiem, że matka przyjmowała takie wizyty, ale tylko do czasu, gdy dała sobie spokój z kościołem rz-kat. i przeszła na własnowierstwo... pamiętam tylko jak w późniejszych latach naszedł nas /mnie i moją Ówczesną/ taki ptyś trochę z zaskoczenia, bo nie zwróciliśmy zbytniej uwagi na kartkę na drzwiach klatki schodowej i był dość nachalny... gdy mu grzecznie podziękowałem za uwagę spytał obcesowo: "boicie się księdza?", wtedy ja nadal grzecznie oświadczyłem, że takie tanie podpuchy ze mną nie przechodzą i było po dyskusji... innym razem, w innym już miejscu znalazłem w skrzynce pocztowej kartkę z zapowiedzią wizyty... zaplanowałem sobie żart: "dziękujemy, przepraszamy, ale małe dzieci są w domu, więc sam pan rozumie", ale nie doszło do skutku... bo to było tak, że akurat wysypało się ode mnie z domu kilka osób jadących gdzieś tam, gościa widzieli w pobliżu, a on widać uznał, że "państwa nie ma w domu", mimo że ja akurat zostałem... za to rok później trafił na mnie jeden, akurat ja nie miałem nastroju do żartów, ale gdy tylko otwarłem drzwi mówiąc "dzień dobry, w czym mogę pomóc?" okazało się, że to "nie ten", że szuka tylko kolegi, który się zgubił na osiedlu... po krótkim czasie przyszedł ten "właściwy", a na moje "dziękujemy, nie jesteśmy zainteresowani" wyjął jakiś bloczek, coś odnotował i grzecznie sobie poszedł... od tamtej pory, od kilku ładnych lat mamy spokój, żaden "kolędowicz" nas nie nawiedził...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że mnie żaden ksiądz nie brał z zaskoczenia (jeśli chodzi o kolędę) i zawsze wysyłał najpierw posłańca (ministranta lub innego kościelnego), który zapisywał, czy chcę przyjąć księdza. Miałem co prawda ochotę spytać "w jakiej sprawie?", ale zbyt dobrze zdawałem sobie sprawę, że nie rozmawiam z osobą kompetentną do udzielenia mi takiej odpowiedzi. Natomiast dwukrotnie z zaskoczenia naszli mnie duchowni w irlandzkim szpitalu. Raz był to ksiądz, raz zakonnica. Moim zdaniem bezprawnie uzyskali informację o bardzo ciężkich operacjach mających się odbyć następnego dnia i myśleli że się zesram i wrócę na tzw. "łono kościoła", ja tymczasem pogoniłem hochsztaplerów i okazało się (w obu przypadkach), że operacje się nie odbędą, bo możliwe są inne, nie tak inwazyjne metody leczenia. Sam nie wiem, czy o tym również wiedzieli, ale wyszło na to, że nastąpił cud, przegoniłem żerujących na strachu oszustów i przeżyłem w kondycji znacznie lepszej, niż gdyby mnie ktoś znów miał kroić.

      Usuń
    2. w tamtej sytuacji to raczej my się zaskoczyliśmy, niż on nas zaskoczył, w końcu było uważniej czytać kartki na drzwiach klatki schodowej... to już bardziej zaskakują Świadkowie Jehowy, którzy o swoich wizytach nie uprzedzają... poza tym rok wcześniej w tym lokalu mieszkała pewna starsza pani, która pewnie przyjmowała "kolędziarzy", więc raczej zagrał "na pamięć"... ale tego, że pchał się do środka "jak po swoje" już go nie usprawiedliwia... bezczelny ciul i tyle...
      słyszałem, że z tymi ministrantami "uprzedzająco pytającymi" to zależy od rejonu, ja widziałem tylko kartki informacyjne, do skrzynki pocztowej lub na klatce schodowej, czyli identycznie, jak w przypadku odczytów licznika prądu, czy gazu...

      Usuń
  10. p.s. podoba mi się ten fragment o Tony Haliku, mam dokładnie to samo podejście do obrzędów religijnych, takie popularnonaukowe, jako do pewnej ciekawostki... zaliczyłem obrzęd mormonów, krysznowców, rodzimowierców i zielonoświątkowców, w roli uczestnika - obserwatora w jednym... byłem też na dość szczególnym obrzędzie katolickim, bo na tzw. "pasterce" w Rzymie prowadzonej przez Wojtyłę, jak ja się tam znalazłem to już osobna opowieść, ale również nie było to z powodów natury religijnej...
    zanim doszło do tego ostatniego, to na katolickim obrzędzie ostatni raz byłem w szkole podstawowej /obrzędy pogrzebowe pomijam, bo to jakby inny sprawa, natury rodzinno - kurtuazyjnej/...
    obrzędy buddyjskie się nie liczą w ogóle w tym zestawie, bo to było w ramach praktyki zen i z religią nie miało to nic wspólnego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejście możemy mieć dokładnie to samo, myślę że obaj wiemy również, że w wypadku kościoła katolickiego nie jest możliwe jawne rejestrowanie filmowe niczego, co by nie podlegało cenzurze prewencyjnej oraz późniejszemu zatwierdzeniu przez ostateczną cenzurę. Raz nawet natknąłem się na ślub, na którym ksiądz przypominał wiernym, że na Dolnym Śląsku od niedawna działają certyfikowane przez Kurię Wrocławską ekipy filmowe i inne ekipy nie będą w jego kościele mile widziane, bo (cytuję) "mogą nie szanować świątyni, na przykład przyjść w klapkach i krótkich spodenkach".

      Usuń
  11. Tyle pisania o czymś co nas nie interesuje i nie dotyczy . Co do udziału w obrzędach u dzikich- tam zabijaja tych którzy zachowac sie nie potrafią. Nie szkoda czasu na bezprzedmiotowe bicie piany ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurwo Natalio, masz zwyczaj przychodzenia do miejsc, które Ciebie (bo "nas" tu nie widzę) nie interesują i nie dotyczą. Nie wiem dlaczego tak robisz, ale rozwiązanie tej sytuacji jest proste. Wypierdalaj. Dziękuję za uwagę.

      Usuń
    2. Kloszard.
      W tłumaczeniu na język techniczny, masz na każdym moim blogu bana (i to nie od dziś, ani nie od wczoraj), tu na przykład będziesz kasowana, gdy tylko się zorientuję, że coś napisałaś, takie radyjomaryja ci zrobię dla odświeżenia pamięci.

      Usuń
    3. MIstrz Stanisław Lem w swoim opowiadaniu "Ratujmy Kosmos" opisuje taką roślinkę z jakiejś planety, która do rozwoju potrzebowała fal dźwiękowych, na takiej zasadzie, jak ziemskie rośliny światła... jakoś sobie egzystowała jako gatunek, bo jakieś tam dźwięki z otoczenia zawsze do niej docierały... sytuacja się zmieniła, gdy na planetę przybyli Ziemianie i odkryli jej różne walory turystyczne... między innymi tą roślinkę i jej właściwości... zabawa polegała na tym, że krzyczano na nią, przeważnie były to wiązanki bluzgów, ale roślinka nie wnikała wcale w treść fal dźwiękowych i po takiej ich porcji rozkwitała w mgnieniu oka...
      tak mi się jakoś przypomniało :D

      Usuń
    4. @PKanalia, ta konkretna roślinka pochodząca nie tyle z jakiejś planety, co z okolic kruchty starała się, by na nią nakrzyczano przez ok. 24 godzin, niedzielnego poranka próbowała po raz ostatni, być może znalazła miejsce we wszechświecie wirtualnym, gdzie chętniej się z nią przekrzykują, ale na wszelki wypadek podtrzymam moderację.

      Usuń
  12. Brawo, Sam bym lepiej tego nie opisał.
    Dziękuję za głos w sprawie walki o świeckie państwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do usług. Irlandii świeckie państwo wyszło na zdrowie, Polsce też pomoże.

      Usuń
  13. Dziecko jak najbardziej może zadać takie pytanie. Presja otoczenia jest ogromna, a ono przecież ma kontakt ze swoimi rówieśnikami. Zwłaszcza, że katolicy wmawiają sobie, iż mają nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek wtrącania się w życie innych ludzi i "niesienie im ewangelii". Ksiądz wręcz może domagać się od dzieciaków, żeby nagabywały w tej sprawie dziecko niewierzących.
    I potrafi im wytłumaczyć, że o wyłącznie dla dobra tego kolegi. W skrajnych przypadkach może nawet twierdzić, że "lepiej aby dziecko poróżniło się z rodzicami niż z bogiem". A dziecko przecie łatwo jest napiętnować - czasem na całe życie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W czasach mojej edukacji, gdy religia nie była przedmiotem szkolnym, księża szczuli dzieci chodzące na religię, na te, które na nią nie chodzą. Jeden wyjątkowy kutas, ksiądz o ksywie "Kropeczka" nakazywał zaś gospodarzowi klasy łażenie do domu dziecka, które na religię nie chodzi w celu donosu na kolegę. W mojej klasie było to o tyle idiotyczne, że na religię nie chodzili tylko ci uczniowie, których rodzice im na to pozwalali, pozostali bali się swoich rodziców (w tamtych czasach można było od nich dostać w ryj - ja przynajmniej miałem w domu dziecięcego boksera), więc karnie dreptaliśmy ramię w ramię.

      Usuń
  14. Kiedy miałam 9 lat, skurwysyn w sutannie w czasie wizyty duszpasterskiej ( nie było rodziców, pracowali) usiłował mnie zgwałcić. Nie udało mu się na szczęście, ale odkąd ja nogę o tym decydować- do mojego domu maja wstęp wzbroniony

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uważam, że to jedyna dostępna i skuteczna broń: unikać tego towarzystwa dokładnie tak, jak unikamy gangsterów.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

078. Ominąć tradycję.

Nikt tej Wielkanocy już nie rozumie, a może i nie potrzebuje! Ewa Kaleta, Wyborcza, Duży Format. Oj, jak mi nie szkoda! Mam uraz do tych świąt, choć jednocześnie są dla mnie ważne, bo stanowią wyznanie i dowód mojej stabilnej rozłączności z chrześcijaństwem. Po prostu nigdy nie kupowałem tej historii o wszechmocnym facecie, który daje się zabić po to jedynie, by mógł mi wybaczyć grzechy. Nie kumam ciągu przyczynowo-skutkowego, a Ty? Zakładając nawet na chwilę, że posiadł moc darowania mi życia wiecznego, jak mu w tym pomogła jego własna śmierć? Innymi słowy: Nigdy nie rozumiałem, po co ona była i nigdy mi tego nikt logicznie nie wyjaśnił. W dodatku Wyborczej (Duży Format) przeczytałem artykuł będący czymś w rodzaju wyboru szantaży emocjonalnych, jakimi polscy katolicy próbują zmusić członków swoich rodzin do uczestnictwa w obchodach Wielkanocy. Klikając tutaj poczytasz oryginalny tekst , a jeśli Ci się nie chce, to służę przykładami takimi, jak ta wypowiedź o córce: (...) Amsterdam nie

087. Scenka rodzajowa.

 Syn przyjeżdża do matki z dość daleka (120 km), bo obiecał jej obwożenie po grobach rodzinnych znajdujących się w promieniu 250 km od jej miejsca zamieszkania. Zostawia wszystkie swoje obowiązki i jedzie, choć zupełnie nie leży to w jego interesie, ani nie jest zainteresowany grobbingiem, ani też związany emocjonalnie ze zmarłymi, którzy odeszli nim dorósł, w niektórych przypadkach nawet przed jego narodzeniem. Ale jedzie, bo wie, że w przeciwnym wypadku matka puści się w podróż autobusami, pociągami, a potem będzie czynić dzieciom wyrzuty z powodu swojej decyzji. Wchodzi na któreś tam piętro bloku, zastaje drzwi otwarte na oścież, słyszy głośny wrzask telewizora. Dziwi się, bo drzwi te zawsze były zamykane na klucz, nawet gdy w środku było pełno ludzi. Wchodzi do salonu, a tam matka na kolanach odprawia czary z telewizorem. Znaczy się, kapłan z telewizora odprawia obrzędy, ona w nich głośno uczestniczy. Nie przerywa nawet, gdy wchodzi syn. Ani pocałuj mnie w dupę, ani wypierdalaj. Je

084. Polska języka, trudna języka, my się duzio ucić chcieć nie bałdzo.

Myślałem, że niewiele mnie może zaskoczyć w grypserze katolickiej. Potworki słowne w stylu "ubogacać" już mnie nie ruszają, podobnie jak "Przyjdź, Rozeznaj!" z plakatu poniżej. Nie jakieś tam banalne "zobacz" lub "spróbuj". RO-ZE-ZNAJ!!! Zdjęcie z portalu Lekcjareligii.pl. Uodporniłem się, nie ma co! Czasem jednak nawet moja znajomość tej specyficznej nowomowy okazuje się dla wyobraźni niewystarczająca. Co powiesz na to: Męski Różaniec Warszawa 1 lipca 2023r. Dlaczego „Męski” Wierzymy, że naszą rolą, tj. rolą mężczyzn w Bożym zamyśle jest ochrona na życie wieczne wszystkich tych, których Bóg podarował nam tu na ziemi. Tak jak święty Józef był ziemskim opiekunem Świętej Rodziny, tak i my mamy zadanie bronić świętości naszych rodzin i bliskich. Chcemy czynić to razem, we wspólnocie mężczyzn. W tej jedności umacniamy naszą męską tożsamość i męskie cnoty. Nie wnikając w fakt jakiejś tajemniczej dla mnie różnicy między różańcem męskim i żeńskim (genit