Zauważasz, jak często byle biskup, czy nawet zwykły wikary lub choćby tylko laicki gryzipiórek tworzący artykuły do czasopism katolickich, przybiera ksywę "KOŚCIÓŁ"? Mnie się to mocno rzuca w oczy, a przecież wiem tyle, ile wyczytam w sieci, bo nie sądzisz chyba, że będę z tego powodu ganiać do kościoła. "Kościół naucza, że..." , "Kościół daje jasną wykładnię..." - wykrzykuje z ambony jakiś żądny władzy fajfus, pod pojęciem "nauki Kościoła" ukrywając ni mniej ni więcej, tylko swoje zachcianki. Czasem taki kaznodzieja woli przyjąć ksywę "Jezus", bądź "Bóg", żeby powiedzieć owczarni, czego chce od "swojego ludu", np. "Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie, mówi Jezus!" i cyk, na plebanię trafiają nowi ministranci, a poczta dostarcza kolejne zamówienie lubryfikatorów, żeby "duch święty", "gołąbek", "ptaszek", czy jak go tam zwał, nie bolał zbyt mocno dzięki namaszczeniu. Tadeus...