Zastanawiasz się czasem, dlaczego księża tuż po święceniach praktycznie nigdy nie zaczynają swej posługi w miejscu, gdzie się wychowywali? Przysłowie mówi: "Nikt nie jest prorokiem we własnym kraju". Tym bardziej nie na własnym podwórku, gdzie żyją ludzie, którzy pamiętali Józia, Stasia, czy innego Tadzia w roli miejscowego popychadła..., albo odwrotnie, może jeden z drugim sam popychał, ale za to kiedyś sfajdał się w spodnie w kościele i cała wieś się z tego śmiała. No i jak by to wyglądało, gdyby miał później jako ksiądz "ewangelizować" kolegę, pamiętającego go jako zasrańca, któremu zwykł przynajmniej raz w miesiącu dawać lepę, kopa w dupę albo robić kręcenie wora. Jak miałby "nauczać" koleżankę, którą kiedyś próbował wymacać w kinie, ale najpierw dostał od niej z otwartej w pysk, a na drugi dzień łomot mu sprawił jej brat. Jeszcze bardziej niezręcznie by było, gdyby miał się udać z "wizytą duszpasterską" do dobrze zbudowanego kolegi z klasy, którego kiedyś próbował pocałować i od tamtej pory nie ma górnej jedynki. A przecież w Kościele chodzi o to, żeby nawet wiekowe parafialne hetery próbujące ustawiać życie mężom i dzieciom (choćby od dawna dorosłym), wykonywały posłusznie polecenia takiego synka po seminarium, także wtedy, gdy jest w wieku ich wnucząt.
Ksiądz trafia tam, gdzie go nie znają, dzięki czemu dostaje carte blanche, no i się zaczyna. Facet zostaje kompletnie odrealniony, nie odpowiada za nic (przypomnę, że o odpowiedzialności można mówić, gdy sami podejmujemy decyzje i ponosimy ich naturalne konsekwencje, podczas gdy ksiądz jest cudzym utrzymankiem, nie musi planować, ubezpieczać się, nawet gdy w jeden wieczór spłucze się do cna w karty, dostanie dach nad głową i utrzymanie). Jednocześnie sadzi parafianom brednie o tym, jak żyć, samemu nie mając z odpowiedzialnym życiem do czynienia.
Jeżeli ksiądz jest odpowiednio oddany władzy zwierzchniej i jednocześnie wystarczająco bezwzględny w walce o stanowiska, dostaje awans i TAK POWSTAJE BISKUP. Dlatego dobrze Ci radzę: Począwszy od tego roku, gdy jakaś ekscelencja lub inna świątobliwość powie Ci "nie lękaj się, zaufaj Panu, bzykaj bez ogumienia i antykoncepcji, donoś uszkodzone płody albo dzieci z gwałtu", to odpowiedz mu, żeby pilnował własnej dupy, dowodził osobistym rozporkiem, nosił swoje dzieci i ufał swojemu panu, a Ty rób tak, żeby było dobrze, bo ani biskup, ani "Bogu" nie wezmą na swoje barki skutków Twoich decyzji. Oto słowo na rok 2021 i każdy następny.
Biskupi, z papiezami wlacznie, biora sie najczesciej z zapadlych wsi, bo tacy sa posluszni, nie myslacy samodzielnie, a bywa, ze przystojni i nadajacy sie do innych celow. Takich najlatwiej wychowywac, sluza wiernie i oddanie. Przykladem niechaj bedzie slynny sekretarz i podawacz kapci papieza Polaka. On juz tak uwierzyl w swoja misje, ze kaze sie przepraszac i wielkodusznie wybacza. Znasz na pewno powiedzonko, ze nie ma wiekszego tyrana, jak przejdzie z chama na pana i kiedy tak popatrzec na przekroj polskiego episkopatu, to jeden w drugiego pasuje jak ulal.
OdpowiedzUsuńDlatego właśnie postuluję bardzo krótkie ucinanie biskupich pouczań: "zajmij się swoim brzuchem i swoim rozporkiem, nadęty bufonie, jak się nauczysz sam sobie prać gacie i robić śniadanie, płacić swoje rachunki i zarabiać na nie, to pogadamy".
UsuńJak mówią: "Pycha krąży przed upadkiem", myślę że lada moment kapciowy i reszta polskiego episkopatu zostaną kompletnie skompromitowani, chociażby za sprawą dokumentu Sekielskich o Wojtyle.
Poszliśmy kiedyś do moich rodziców na dzień babci i dziadka, a tu ksiądz z kolęda, nie dość , że przymówił się o kielicha, to jeszcze same mądre uwagi wygłaszał. Zmilczałam ze względu na rodziców, ale potem żałowałam bardzo...
OdpowiedzUsuńNo tak, to zawsze jest niezręczna sytuacja, gdy jesteś gościem i inny z gości, n.p. ksiądz, zaczyna głosić coś z czym się absolutnie nie zgadzasz.
UsuńMyślę, że gdybym miał okazję rozmawiać z jakimś duchownym, który chce mnie pouczać o życiu, to bym go poprosił o źródła, bo jeśli są nim fantazje Wojtyły, czy innego równie słabo zorientowanego pana w sukience, to niestety, ale równie dobrze mogę się radzić Kononowicza.
Do wszystkiego się w życiu dojrzewa: jedni wcześniej, inni później, jeszcze inni- wcale. I tak już chyba będzie, bo nie da się całych populacji zaprogramować na jedno kopyto.
OdpowiedzUsuńProgramowanie całych populacji byłoby wręcz okrucieństwem dla ludzkości. Co ciekawe, wiedzą o tym psychologia i socjologia, wie o tym genetyka, a zupełnie o tym nie słyszały religia i teologia.
UsuńWydaje mi się, że teologia [myślę tu o chrześcijańskiej i muzułmańskiej] o tym "słyszała". Uczyniła nawet z tego główny cel, który z różnym natężeniem i na różne sposoby usiłuje przez stulecia realizować. W Koranie jest to wyrażone wprost, w Biblii {głównie St. Testament] pokrętnie i raczej bałaganiarsko. W obecnej Polsce zabrano się za to - jak zwykle - w manierze godnej najciemniejszych wieków Średniowiecza.
UsuńP.s.
OdpowiedzUsuńZbyt wiele zmiennych...
Skąd się biorą owi święci mężowie? Oni się przede wszystkim nie "biorą". Oni są "poczynani", potem "powoływani" i wreszcie "namaszczani". Jak jednemu powiedziałem, że "ksiądz" to taki zawód jak inne, a może nawet gorszy, to po donosie na mnie mój dyrektor w rozmowie wyjaśniająco-pouczającej ze mną o mało nie dostał zawału z oburzenia. Jako były członek Egzekutywy Powiatowej KP PZPR nie był prawdopodobnie taki pryncypialny w sprawach światopoglądowych.
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle to - jak większość wiejskich dzieci - znajdowało się ich w kapuście. Stąd ogólna głąbowatość.
Zgadza się. Poczynani, powoływani, namaszczani. We wrześniu 2010 roku na zamkniętym już blogu popełniłem felieton zatytułowany "Grypsera katolicka". Poruszałem przeróżne obszary grypsery. N.p. akapit dotyczący papieża brzmiał:
Usuń"Niektórzy myślą, że papież coś mówi. A on nic nie mówi, on naucza. Podobnie jak nie robi, tylko czyni. On się nie boi, może się co najwyżej lękać. Nigdy też nie życzy powodzenia, lecz błogosławi. Jak się wkurzy, to nie opanował go wściekły gniew, tylko święty gniew. Aż jestem ciekawy, czy sra, czy robi coś innego, chyba nie “kaka”, nie jestem wtajemniczony. W każdym razie on “zasiada na stolcu piotrowym”. Jako Piotr, jestem uradowany, że mój stolec znajduje jakieś zastosowanie, nawet o tym nie marzyłem, spuszczając go w kanalizację."
Natomiast akapit na temat wyłudzania kasy brzmiał tak:
Najważniejszy katolicki rytuał, czyli zbiórka kasy na czarną hydrę. Czy ktoś się zastanawiał, ile ona ma różnych nazw? “Taca”, “kolęda”, “wypominki”, “intencje”, “ofiary”. Oczywiście datki, czy darowizny też funkcjonują, na ogół w wypadku grubszych sum, które z powodów podatkowych wymagają potwierdzenia (hydra olewa podatki, ale darczyńca już nie może i musi udokumentować darowiznę), a prawo nie zna pojęcia “intencja”, w znaczeniu datku pieniężnego.
Z tego tłumu ja się już wyalienowałem.
OdpowiedzUsuńJa może nie tyle się alienuję, co nieprzesadnie przejmuję opinią.
UsuńZ pewną przykrością stwierdzam że Twój tekst jest do bólu prawdziwy...
OdpowiedzUsuńMnie też nieszczególnie buduje taka prawda .
Usuń.........do pierwszego komentarza.
OdpowiedzUsuńWystarczy wejść na strony naszych bonzów w sukienkach to faktycznie pochodzą z ...gdzie psy dupami szczekają a w tych zadupiach jest niewiele mozliwości awansu bo mądrzejsi zostają sołtysami a ci głupsi siedzą pod sklepem /Ranczo/ lub wkradaja sie w łaski proboszcza który w ramach awansu może go polecic do seminarium co jest niemałym zaszczytem dla rodziny i inwentarza.
Rzadko zdarza się aby jak w wypadku kardynała Wyszyńskiego matka była zacnego pochodzenia.
Tak, też to kiedyś sprawdzałem. Jakieś 80-90% pochodzi ze wsi i małych miasteczek.
UsuńWOLANDZIE! BARDZO MI PRZYKRO, ALE ZAPRZESTAJĘ KOMENTOWANIA TWOICH NOTEK NA WORDPRESSIE.
OdpowiedzUsuńPoczątkowo moich komentarzy nie przyjmowała komórka, ale komputerowo udawało mi się komentarze umieszczać. Dziś wyrzuca mi także pisanie na komputerze, domagając się poprawienia hasła. Hasła nie chcę zmieniać, bo na Bloggerze działa bez problemu. Tu oczywiście zostaję. Pozdrawiam. :)